Ważniejsze przepływy niż końcowe wpływy – tego uczą się polscy sadownicy, i chcąc nie chcąc, sprzedają jabłka dużo poniżej kosztów. To jedyne wyjście, aby próbować przetrwać - przekonują specjaliści. To samo robią Włosi – i jeśli wierzyć doniesieniom z zachodu Europy – oferują jabłka jeszcze niżej, niż wynoszą najniższe koszty produkcji. Nie u nich, ale u nas...
20 a nawet 15 eurocentów za kilogram, to ceny jabłek z południowego Tyrolu oferowane naszym wschodnim sąsiadom. Sprzedaż rośnie w siłę, bo do kosztów transportu zaczął dopłacać włoski rząd.
To wszystko dodatkowo psuje i tak już złą sytuację na naszym rynku. Najbliższe dni pokażą, czy uda się wznowić eksport. Jak na razie utrata akredytacji przez skierniewicki inspektorat ochrony roślin utrudnia wydawanie certyfikatów do Rosji.
A Ukraińcy jeszcze nie powrócili w pełnej liczbie na nasz rynek. Ale czy w związku z doniesieniami z Włoch powrócą? Tego nikt nie jest pewien.
Sprzedaż jak dotąd niewielka. W Sandomierzu dziennie odprawia się około 10 tirów. A ceny jeszcze niższe niż były. Kilogram Idaredów kosztował około 80 groszy, teraz maksymalnie 60. Jeszcze mniej proponują Rumuni, bo zaledwie 50 groszy.
A jak kształtują się ceny na krajowym rynku? Maksymalne stawki nie przekraczają 2 złotych za kilogram. Tyle kosztują najlepsze jabłka w Poznaniu. Najtaniej w Sandomierzu.