Liczymy ostatnie dni, które dzielą nas od przystąpienia do Unii Europejskiej. Dla każdego Polaka ma to ogromne znaczenie, mimo że niektórzy nie zdają sobie z tego sprawy, ponieważ nowa sytuacja będzie miała wpływ na każdego człowieka. Chcąc nie chcąc będziemy europejczykami. Dla zwykłych zjadaczy chleba członkostwo Polski nie będzie miało większego znaczenia. Choć już teraz na twarzach niektórych maluje się niepokój spowodowany brakiem pewności co może nas spotkać? Nowa sytuacja będzie trudniejsza dla ludzi, którzy z różnych przyczyn np. zawodowych będą musieli odnaleźć się bądź co bądź w nowym systemie. Słyszymy np. o konieczności zdobycia europejskiego numeru NIP, dzięki któremu będzie można prowadzić działalność gospodarczą na rynku wewnątrzeuropejskim.
Niewątpliwie wielkie wyzwanie rodzi się wśród rolników. Sytuacja polskiego rolnictwa nie jest bowiem kolorowa. Niestety polskie rolnictwo nie jest tą strefą, którą moglibyśmy się pochwalić przed naszymi zachodnimi sąsiadami. Z której strony nie spojrzeć mamy dużo do zrobienia.
Perspektywa wstąpienia do Unii otwiera przed naszym rolnikiem szerokie wrota. Jak mówią doradcy rolniczy możemy na tym ”skorzystać” – fundusze dofinansowujące rolnictwo stanowią koło ratunkowe dla dziur finansowych polskiej gospodarki rolnej i szansę na lepsze jutro. Czy będzie nim można załatać wszystkie dziury? Niewiadomo, ale na dobry początek dobre i to. Rodzi się jeszcze pytanie i zarazem niepokój – czy przeciętny polski rolnik będzie umiał skorzystać z tej pomocy? Wyciągnięcie ręki bowiem po takie dofinansowanie wymaga nie lada zaangażowania i zarazem dużej inicjatywy ze strony rolnika. Trzeba się trochę do tego przedsięwzięcia przygotować – mieć pomysł, stworzyć biznes plan i przekonać do niego urzędników. Trzeba się zaangażować. Jak się okazuje są jeszcze tacy rolnicy, którzy są raczej słabo poinformowani i nie zdają sobie sprawy z tego, że środki otrzymane z Unii mogą stanowić jedyną alternatywę ich przyszłego i jakże niedalekiego ”być albo nie być”.
Gospodarstwa unijne stanowią istne potęgi. Są one dobrze zaplanowanymi i zorganizowanymi „firmami”, których celem jest przynoszenie dochodów. Dobre zarządzanie takim gospodarstwem stanowi gwarancję sukcesu. Niestety polskie gospodarstwa przekazywane były raczej „z ojca na syna” tradycją rodzinną. Brak przygotowania merytorycznego stanowi ogromną lukę i tworzy dystans w stosunku do przygotowania naszych europejskich sąsiadów. Jaki będzie los polskiego rolnika po wejściu do Unii? Czy będzie w stanie sprostać wszystkim stawianym mu wymaganiom? Wysokim standardom? Obawiam się, że niekoniecznie. Myślę, że musi upłynąć trochę czasu i dopiero drugie pokolenie będzie mogło czuć się w pełni przygotowane do działania na tej płaszczyźnie.
Rodzi się obawa czy polscy rolnicy będą potrafili stawić czoła i zmierzyć się z presją konkurencyjną ze strony producentów państw członkowskich, która może doprowadzić do redukcji udziału produktów polskiego rolnictwa na rynku krajowym i unijnym. Wysokie koszty dostosowania do standardów unijnych powiązane ze zbyt wolnym tempem modernizacji sektora stanowią zagrożenie wypadnięcia z rynku słabszych podmiotów gospodarczych.
Istnieje szansa – mamy przecież także silne strony, dzięki którym możemy stać się konkurencyjni na unijnym rynku. Do nich należy zaliczyć duże zasoby ziemi, korzystną strukturę wiekową rolników, niskie koszty jednostkowe pracy i ziemi. Posiadamy duży rynek wewnętrzny i zaplecze surowcowe w przetwórstwie. Niewątpliwym atutem jest niski stopień chemizacji produkcji rolnej a także dobry stan środowiska naturalnego i zachowaną biologiczną różnorodność .