Już około 6 tys. użytkowników ogródków wypowiedziało posłuszeństwo władzom związku. Działkowcy chcą zerwać z monopolem "czapki" - Polskiego Związku Działkowców.
Dość już kosztownej biurokracji, upolityczniania działkowców, nabijania kiesy prezesów! – grzmią buntownicy w różnych regionach kraju. A "czapka" nie zamierza się poddać. Władysław Lasota, emerytowany prawnik, ćwierć wieku uprawia swoją działkę. Przez 10 lat prezesował w ogródkach "Swoboda" w Bydgoszczy. Nasze ogródki mają 100 lat. Czas wrócić do korzeni, zrzucić biurokratyczną czapę działaczy PZD – grzmi działkowiec. Lasotę drażni, że działkowcy muszą płacić za poletka – za metr kwadratowy 11 groszy. Z tego do zarządów trafia 4 grosze.
W Polsce 1 mln działkowców uprawia ok. 44 tys. ha. Krajowa Rada ma więc do dyspozycji ok. 17,6 mln zł. Co się z nimi dzieje?. Prezesować można dożywotnio. Działacze mają pensje wielokrotnie przewyższające średnią krajową. A z działalności Krajowej Rady czy Zarządów Okręgowych działkowcy nie mają nic – wylicza Lasota. Kolegium redakcyjnemu "Działkowca przewodniczy Eugeniusz Kondracki, prezes PZD. W stopce redakcyjnej do niedawna figurowało kilku członków jego rodziny, po protestach działkowców ostała się córka.
Lasota chciałby, żeby ogródki działkowe powróciły do korzeni - przedwojennych Towarzystw Ogrodów Działkowych, które mogłyby się łączyć ze sobą lub występować samodzielnie. Nie krył swoich poglądów, kiedy działkowcy wybierali go na kandydata na zjazd okręgowy. Kilka dni temu związek zaczął kontratak – Lasota stracił mandat zjazdowy. W swojej krytyce Lasota nie jest odosobniony – autonomiczne ogródki działkowe powstały już m.in. w Przemyślu, Krośnie, Ostrołęce.