Branża tytoniowa w Polsce pozytywnie przyjęła wtorkowe decyzje Parlamentu Europejskiego w sprawie dyrektywy tytoniowej, odsuwające w czasie m.in. zakaz sprzedaży mentoli. Przeciwnicy palenia krytykują wynik głosowania wskazując, że przynosi ono więcej strat niż korzyści dla budżetu.
Parlament Europejski opowiedział się za wprowadzeniem w UE zakazu sprzedaży papierosów mentolowych dopiero za 8 lat oraz za utrzymaniem sprzedaży cienkich papierosów tzw. slimów. Zdecydował też, że ostrzeżeniami zdrowotnymi będzie pokryte 65 proc. powierzchni opakowań papierosów, a nie jak wcześniej proponowano 75 procent. Teraz rozpoczną się negocjacje z krajami UE.
Z satysfakcją odnotowujemy wyniki głosowania nad projektem tzw. dyrektywy tytoniowej Parlamentu Europejskiego - powiedział PAP minister rolnictwa Stanisław Kalemba. Jego zdaniem, 8-letni okres pozwoli na dostosowanie się plantatorów tytoniu, jego przetwórców oraz producentów wyrobów tytoniowych do warunków rynkowych. "To dla nas istotne, gdyż udział papierosów typu slim w polskim rynku papierosów wynosi ok. 14 proc., zaś papierosów mentolowych - ok. 18 proc." - powiedział.
Zdaniem dyrektor Krajowego Stowarzyszenia Przemysłu Tytoniowego Magdaleny Włodarczyk głosowanie w PE można uznać za kompromis i częściowy sukces polskiego rządu i europosłów, gdyż głównym zagrożeniem, jakie niosły zaproponowane zmiany w dyrektywie dla Polski, był zakaz produkcji papierosów slim i mentolowych.
W opinii prezesa Polskiego Związku Tytoniu w Krakowie Przemysława Noworyty, plantatorzy są zadowoleni z wyniku głosowania. "Wygrało racjonalne podejście europosłów do tematu bardzo kontrowersyjnego" - powiedział. Utrzymanie produkcji slimów i mentoli oznacza, że w najbliższym czasie nic się w polskiej produkcji nie zmieni i nadal będzie zapotrzebowanie na polski surowiec.
Prezes PZT uważa, że dobrze się stało, że PE zgodził się na zmniejszenie napisów ostrzegających do 65 proc. powierzchni paczki, gdyż większy napis nie pozwalałby m.in. na umieszczenie logo producenta.
Kompromis w sprawie dyrektywy tytoniowej jest dobry z punktu widzenia utrzymania miejsc pracy w Polsce - uważa prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców Cezary Kaźmierczak. Podkreślił, że analizy wskazywały, że skutki dyrektywy okażą się najboleśniejsze dla Polski, która jest pierwszym w UE przetwórcą tytoniu i największym producentem wyrobów tytoniowych.
Ponad 7 tys. osób zagrożonych utratą pracy apelowało do polskich europosłów o zablokowanie niekorzystnych zmian. Dziś mogę powiedzieć, że nasi reprezentanci w PE stanęli na wysokości zadania - powiedział Kaźmierczak.
Z głosowania w PE niezadowolona jest organizacja Partnerstwo Polska Bez Dymu. "Jesteśmy zawiedzeni, że nie wszystkie zapisy dyrektywy zostały przegłosowane. Niewątpliwie jest to wynikiem nasilonych działań lobbingowych przemysłu tytoniowego, szczególnie w kontekście doniesień o zatrudnieniu przez jeden z koncernów tytoniowych aż 160 lobbystów, którzy z budżetem przekraczającym milion euro, mieli na celu osłabienie i opóźnienie wdrożenia zapisów dyrektywy" - napisano w stanowisku tej organizacji.
Zdaniem Partnerstwa Polska bez Dymu, dyrektywa przyniesie więcej strat niż zysków dla gospodarki. Organizacja podaje, że w 2011 r. wpływy do budżetu z tytułu podatku akcyzowego wynosiły ok. 17,4 mld złotych, a koszty zdrowotne palenia w 2004 r. oszacowano na 18 mld zł, społeczne - na 15 mld zł. "Warto przypomnieć, że w 2010 r., kiedy planowano wprowadzenie zakazu palenia w miejscach publicznych, m.in. w lokalach gastronomiczno-rozrywkowych, branża tytoniowa również alarmowała, że 40 tys. pracowników i właścicieli lokali straci pracę, a restauracje będą masowo plajtować. Nic takiego się nie stało" - zaznacza Partnerstwo. "Niecierpliwie oczekujemy na wdrożenie zapisów nowelizowanej dyrektywy" - napisano w stanowisku.
6829200
1