Brak chętnych do pracy w zakładach mięsnych. Firmy zachęcają do nauki zawodu absolwentów gimnazjów, ale i to nie w pełni się udaje. Nadzieję widzą w pracownikach ze Wschodu.
Pięciu, dziesięciu, dwudziestu - właściciele zakładów mięsnych mogą tylko liczyć odchodzących pracowników, którzy jadą zarabiać na Zachodzie. Zbigniew Nowak prezes Stowarzyszenia Rzeźników i Wędliniarzy RP mógłby od zaraz zatrudnić 20 osób - Brakuje szczególnie na tzw. podstawowych stanowiskach: rzeźników, magazynierów, ludzi pracujących przy pakowaniu. - mówi.
Rzeźnicy i wędliniarze kontaktują się więc ze szkołami średnimi, by organizowały nabór do klas o tej specjalności. Efekty nie zawsze są zadowalające.
- Klasa miała być 30-osobowa. Wspólnie z dyrektorem udało nam się zgromadzić 17 uczniów. Mimo to utworzymy taką klasę. – mówi Zbigniew Nowak.
Nikt jednak nie zagwarantuje, że wyuczona zawodu młodzież pozostanie w zakładach, które zapewniały jej praktykę. A sytuacja staje się coraz bardziej dramatyczna. Wyjazdy do lepiej płatnej pracy na Zachodzie nie ustają.
Z drugiej strony przy mniejszym zainteresowaniu kształceniem zawodowym, na wielki przypływ pracowników rzemiosło nie ma co liczyć. Sześć lat temu tego rzemiosła uczyło się 180 tys młodziezy. Dziś jest to 90 tysięcy. Porównanie tych danych mówi samo za siebie.
Rzemieślnicy zaczęli energiczniej starać się o możliwość zatrudniania pracowników ze Wschodu. Uważają, że skoro w Niemczech czy we Francji przemysł może wspierać się obcokrajowcami, Polski rząd też powinien stworzyć takie możliwości swoim firmom.