Ptak_Waw_CTR_2024
TSW_XV_2025

Biznes poza rolnictwem. Nakarmią i zaorzą

22 lipca 2013
Coraz więcej rolników stawia na własny biznes - pisze portal pomorska.pl. Jedni wybierają np. usługi rolnicze, transportowe, inni produkcję i sprzedaż lodów. I nie narzekają na brak klientów.

- Poproszę o lody malinowo -truskawkowe - mówi klientka stoiska z napisem "Lody z rolniczej zagrody”.
- A mogą być truskawkowo-malinowe? - pyta z uśmiechem Stanisław Maciejewski, gospodarz z Kończewic (koło Chełmży).

- Mogą być - odpowiada klientka i nagle się uśmiecha, bo zrozumiała, że to był żart. Ale nie ma zamiaru się gniewać, bo rolnik - sprzedawca, sypie żartami jak z rękawa.

Widać, że ma dobry kontakt z klientami. I być może także dlatego biznes, który wraz z żoną Jolantą założyli w 2008 roku, wciąż się rozwija.

Dostali unijne wsparcie i mogą produkować lody
- Skorzystaliśmy z unijnej pomocy na różnicowanie w kierunku działalności nierolniczej - mówi gospodarz z Kończewic. - Warto było.

Maciejewscy prowadzą gospodarstwo liczące dwadzieścia pięć hektarów. Mają w nim między innymi owoce, które świetnie nadają się jako wsad do lodów. Dlatego mogą być nie tylko czekoladowe czy waniliowe ale także malinowe, wiśniowe, truskawkowe, jeżynowe.

- Ojej, wyczuwam kawałki owoców! - zachwyca się jedna z klientek.

- Owoce z własnego gospodarstwa mamy przez cały rok - twierdzi Maciejewski. - Przechowujemy je w chłodni.

Mleko do wyrobu lodów też pochodzi z rodzinnego gospodarstwa w Kończewicach.

Słoneczna pogoda daje im zarobić
- Prowadzenie takiej działalności oczywiście wymaga sporo dodatkowej pracy, ale nie narzekamy - twierdzi Maciejewski. - Oby tylko pogoda dopisała, bo od niej bardzo zależy sprzedaż lodów.

Zapytany o minusy prowadzenia działalności, Maciejewski wskazuje na kasę fiskalną. Bo czasami, gdy utworzy się kolejka, trudno nadążyć z wydawaniem lodów i paragonów. - Ale trudno, trzeba ją prowadzić i tyle - dodaje.

Tygrysy pracują na plantacjach buraków
Jan Kowalski z Cichoradza (gm. Zławieś Wielka) do pracy wykorzystuje między innymi trzy "tygrysy”. To kombajny buraczane. Każdy z nich wart jest ok. 580 tys. euro! Kowalski "tygrysy” wziął w leasing.

- Taki kombajn zarabia na siebie przez pięć lat - mówi pan Jan. - Kiedy już przejdzie na własność, to można go sprzedać. Z takiej operacji coś zostanie, więc można zyskać.

Jan Kowalski prowadzi firmę usługową od siedmiu lat. Stworzył ją jego tata - Stefan - przy gospodarstwie, które liczy ok. 2 tys. hektarów.

Do jego taty często przychodzili rolnicy, żeby prosić o wykonanie jakiejś usługi, dlatego już kilkanaście lat temu zdecydował się otworzyć firmę.

Dziś to syn pomaga mu uprawiać pola. W firmie oprócz kombajnów buraczanych ma m.in. jeden z największych kombajnów zbożowych, duże ciągniki, sprzęt do uprawy.

- Żeby był choć niewielki zysk, to kombajn buraczany musi pracować rocznie na co najmniej 1200 hektarach - mówi Kowalski.

Ważne też, by taki naszpikowany elektroniką sprzęt, mógł pracować jak najdłużej. Dlatego obsługą np. "tygrysów” muszą zajmować się wyłącznie fachowcy. - Żeby być dobrym operatorem kombajnu i znać go "na wylot”, potrzeba około czterech lat - twierdzi Kowalski.

I dodaje, że rynek usług rolnych w Polsce jest wciąż trudny. Przede wszystkim dlatego, że niektórzy gospodarze dorabiają nielegalnie.



POWIĄZANE

Główny Inspektorat Sanitarny wydaje coraz więcej ostrzeżeń publicznych dotyczący...

Uprawa soi przy wsparciu technologii – ciekawy kierunek dla polskich rolników Ar...

Najnowsze dane GUS pokazały zaskakująco wręcz dobre dane na temat aktywności dew...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę