Coraz więcej rolników stawia na własny biznes - pisze portal pomorska.pl. Jedni wybierają np. usługi rolnicze, transportowe, inni produkcję i sprzedaż lodów. I nie narzekają na brak klientów.
- Poproszę o lody malinowo -truskawkowe - mówi klientka stoiska z napisem "Lody z rolniczej zagrody”.
- A mogą być truskawkowo-malinowe? - pyta z uśmiechem Stanisław Maciejewski, gospodarz z Kończewic (koło Chełmży).
- Mogą być - odpowiada klientka i nagle się uśmiecha, bo zrozumiała, że to był żart. Ale nie ma zamiaru się gniewać, bo rolnik - sprzedawca, sypie żartami jak z rękawa.
Widać, że ma dobry kontakt z klientami. I być może także dlatego biznes, który wraz z żoną Jolantą założyli w 2008 roku, wciąż się rozwija.
Dostali unijne wsparcie i mogą produkować lody
- Skorzystaliśmy z unijnej pomocy na różnicowanie w kierunku działalności nierolniczej - mówi gospodarz z Kończewic. - Warto było.
Maciejewscy prowadzą gospodarstwo liczące dwadzieścia pięć hektarów. Mają w nim między innymi owoce, które świetnie nadają się jako wsad do lodów. Dlatego mogą być nie tylko czekoladowe czy waniliowe ale także malinowe, wiśniowe, truskawkowe, jeżynowe.
- Ojej, wyczuwam kawałki owoców! - zachwyca się jedna z klientek.
- Owoce z własnego gospodarstwa mamy przez cały rok - twierdzi Maciejewski. - Przechowujemy je w chłodni.
Mleko do wyrobu lodów też pochodzi z rodzinnego gospodarstwa w Kończewicach.
Słoneczna pogoda daje im zarobić
- Prowadzenie takiej działalności oczywiście wymaga sporo dodatkowej pracy, ale nie narzekamy - twierdzi Maciejewski. - Oby tylko pogoda dopisała, bo od niej bardzo zależy sprzedaż lodów.
Zapytany o minusy prowadzenia działalności, Maciejewski wskazuje na kasę fiskalną. Bo czasami, gdy utworzy się kolejka, trudno nadążyć z wydawaniem lodów i paragonów. - Ale trudno, trzeba ją prowadzić i tyle - dodaje.
Tygrysy pracują na plantacjach buraków
Jan Kowalski z Cichoradza (gm. Zławieś Wielka) do pracy wykorzystuje między innymi trzy "tygrysy”. To kombajny buraczane. Każdy z nich wart jest ok. 580 tys. euro! Kowalski "tygrysy” wziął w leasing.
- Taki kombajn zarabia na siebie przez pięć lat - mówi pan Jan. - Kiedy już przejdzie na własność, to można go sprzedać. Z takiej operacji coś zostanie, więc można zyskać.
Jan Kowalski prowadzi firmę usługową od siedmiu lat. Stworzył ją jego tata - Stefan - przy gospodarstwie, które liczy ok. 2 tys. hektarów.
Do jego taty często przychodzili rolnicy, żeby prosić o wykonanie jakiejś usługi, dlatego już kilkanaście lat temu zdecydował się otworzyć firmę.
Dziś to syn pomaga mu uprawiać pola. W firmie oprócz kombajnów buraczanych ma m.in. jeden z największych kombajnów zbożowych, duże ciągniki, sprzęt do uprawy.
- Żeby był choć niewielki zysk, to kombajn buraczany musi pracować rocznie na co najmniej 1200 hektarach - mówi Kowalski.
Ważne też, by taki naszpikowany elektroniką sprzęt, mógł pracować jak najdłużej. Dlatego obsługą np. "tygrysów” muszą zajmować się wyłącznie fachowcy. - Żeby być dobrym operatorem kombajnu i znać go "na wylot”, potrzeba około czterech lat - twierdzi Kowalski.
I dodaje, że rynek usług rolnych w Polsce jest wciąż trudny. Przede wszystkim dlatego, że niektórzy gospodarze dorabiają nielegalnie.
6243633
1