Pojęcie „GMO”, czyli skrót angielskiej nazwy organizmów modyfikowanych genetycznie większości kojarzy się niestety źle. Choć żadne badania naukowe prowadzone do tej pory nie wykazały zagrożeń dla zdrowia i życia człowieka z tytułu zjadania potraw zawierających produkty rolne z genami modyfikowanymi, dla wielu konsumentów ten skrótowiec brzmi złowieszczo. Dlatego naukowcy proponują „biotech”. Cóż to takiego?
„Biotech” to niestety nic nowego, co ma zastąpić GMO. To tylko inna nazwa tego samego. Od pewnego czasu nazwa ta jest lansowana przez naukowców, zwłaszcza amerykańskich, aby poprawić negatywne do tej pory skojarzenia związane z terminem „genetyczna modyfikacja”. Czy się przyjmie? Trudno powiedzieć. Są na pewno dwie, a nawet trzy grupy zawodowe, które chętnie by wyparły z obiegu pojęcie „GMO” na rzecz bardziej neutralnej nazwy. To oczywiście zdecydowana większość rolników oraz przetwórców żywności, no i samych „sprawców zamieszania”, czyli naukowców.
Nazwa „biotech” ma sugerować, że produkty rolne zostały udoskonalone biotechnologicznie, ale ich wartość biologiczna w niczym nie odbiega od wartości roślin i zwierząt, hodowanych tradycyjnymi metodami genetycznymi. Wielu naukowców uważa, że nie ma co do zasady różnicy między rekombinacją genomów jednego gatunku a rekombinacjami międzygatunkowymi, gdyż życie na Ziemi w toku ewolucji tworzyło się i rozwijało w oparciu o identyczne związki białkowe. Dla przełamania uprzedzeń i wyparcia pojęcia „GMO” ze świadomości konsumentów konieczna byłaby zapewne nie tylko seria konferencji naukowych (których raczej nie brakuje), ale szeroka kampania informacyjna skierowana do konsumentów. Wydaje się, że polscy rolnicy, producenci pasz i przemysł mięsny byliby skłonni wziąć udział w tego typu kampanii. Wskazują na to pewne zaskakujące dane.
Wg ISAAA, największej amerykańskiej organizacji zajmującej się organizacją rynków rolnych, Polska jest jednym z pięciu krajów Unii Europejskiej o największych areałach uprawy roślin genetycznie modyfikowanych, czyli wg lansowanej przez Amerykanów nomenklatury - roślin biotechnologicznych. Paradoksalnie, oficjalne stanowisko Polski na forum Unii Europejskiej w sprawie organizmów biotechnologicznych jest - jak wiadomo - jednoznacznie negatywne. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi przyznaje jednak, że nie kontroluje rzeczywistego stanu obecności organizmów modyfikowanych genetycznie na swoim terytorium.
Wg ISAAA, w 2008 r. aż 3 tysiące hektarów w Polsce było obsianych odmianami biotechnologicznymi, to jest aż 9 razy (!) więcej, niż rok wcześniej. Tylko Hiszpania, Czechy, Rumunia i Portugalia miały większe zasiewy. Polska administracja nie potrafi jednak powiedzieć, ile jest takich upraw. Dlaczego? „Bo nie ma przepisów, które pozwoliłyby na monitoring” – informuje Małgorzata Woźniak odpowiedzialna za żywność GMO w MRiRW, wyjaśniając jednocześnie, że stosowny projekt ustawy powinien znaleźć się w Sejmie dopiero w marcu.
Sądząc po niezwykle szybko zwiększających się areałach uprawy roślin GMO w Polsce, nie mówiąc już o imporcie surowców GMO do przetwórstwa rolno-spożywczego, zapewne zdecydowana większość producentów nie będzie w tej akurat sprawie specjalnie naciskać na rząd, aby się śpieszył. Natomiast najprawdopodobniej chętnie poparłaby szeroką kampanię informacyjną o neutralności dla zdrowia człowieka produktów żywnościowych powstających z udziałem z roślin lub zwierząt typu „biotech”.
Tylko kto ma rację?
8227217
1