Od 1 stycznia białoruski rząd uwolnił ceny na produkty rolne. Liberalizację w tej branży zapowiedział na jednym z ostatnich posiedzeń rządu Hienadź Nawicki, premier Białorusi. Do tej pory rząd w trybie administracyjnym ustalał maksymalne ceny na produkcję rolną.
Specjaliści twierdzą, że decyzja o uwolnieniu cen zapadła w związku z bardzo
złym stanem finansowym kołchozów i sowchozów, szumnie nazywanych na Białorusi
przedsiębiorstwami rolnymi.
Jedynie nieliczne z nich potrafią nie
tylko utrzymać, ale i rozwijać produkcję. Grupa tzw. eksperymentalnych kołchozów
dostaje pieniądze z budżetu i dzięki temu trwa.
W jednej trzeciej z około
2,5 tys. państwowych gospodarstw rolnych zarabianych pieniędzy nie wystarcza
nawet na pensje dla pracowników.
Jak wyliczyli specjaliści, średnio na
każdy kołchoz i sowchoz przypada 800 mln rubli (1,6 mln zł) długu całego sektora
rolniczego Białorusi. Kołchozy i sowchozy są winne swoim pracownikom, dostawcom,
producentom sprzętu i państwu równowartość 4 mld zł.
Po 1 stycznia
kołchozy i sowchozy będą mogły swobodnie ustalać ceny na swoją produkcję, ale
też zostaną pozbawione wszelkich dotacji z budżetu
państwa.
Gospodarstwa będą też mogły decydować o swoim dalszym
losie; np. o samolikwidacji. Będą też samodzielnie zawierać umowy na dostawy
swojej produkcji w dowolne miejsce na świecie.