Białoruś idzie na dno? Brakuje dolarów, drożyzna w sklepach
20 kwietnia 2011
Przed białoruskimi kantorami coraz dłuższe kolejki. Ludzie całymi dniami stoją w nadziei, że ktoś sprzeda dolary czy euro. Prezydent Białorusi powiedział w sobotę, że sytuacja na rynku walutowym ustabilizuje się jutro lub pojutrze. - Damy radę, najgorsze za nami. Mamy 11-procentowy wzrost PKB, a Chiny 9-procentowy - argumentował Łukaszenka.
Jednak czas wyznaczony przez prezydenta minął, a ludzie nadal nie mogą kupić zagranicznych pieniędzy. Firmy mają więc problemy z rozliczeniem się za importowane towary. Ze sklepów powoli znikają włoskie makarony, fińskie płatki zbożowe czy hiszpański olej z oliwek. Brakuje też części zapasowych do aut.
Tymczasem na sklepowe półki w Mińsku powrócił olej słonecznikowy i rzepakowy oraz cukier - produkty, których w ubiegłym tygodniu nie można było kupić. Co ciekawe, na razie obowiązują za nie stare ceny: kilogram cukru kosztuje 3600 rubli, czyli równowartość 3,5 złotego, a litrowa butelka oleju słonecznikowego dwa razy tyle.
Jednak media zwracają uwagę na znaczny wzrost cen innych towarów. Pomarańcze, banany, jajka i mięso drobiowe podrożały w ostatnich tygodniach w granicach 5-10 procent. Wyjątkowo droga jest kasza gryczana. Za kilogram trzeba zapłacić ponad 18 tysięcy rubli, czyli 18 złotych.