Zainteresowanie rolników prywatyzacją niektórych stacji inseminacyjnych jak tak małe, że większość udziałów może trafić w ręce pracowników. Jeżeli tak się stanie w ogóle wycofamy się z prywatyzacji grożą hodowcy.
Ministerstwo Skarbu Państwa wystawia na sprzedaż 4 stacje unasienniania: w Łowiczu, Tulcach, Bydgoszczy oraz Krasnem. Do nabywania walorów uprawnieni są tylko pracownicy oraz współpracujący ze shjuzami rolnicy. Co więcej rząd stworzył mechanizm, aby udziałów przez 10 lat nikt z zewnątrz nie mógł kupić.
Jan Bury – wiceminister skarbu państwa „ Trafią w ręce rolników, jest tam takie założenie przez 10 najbliższych lat obrót tymi akcjami oprócz tych akcjonariuszy potencjalnych będzie w ramach pracowników, rolników, producentów”.
Ale takie zabezpieczenie wydaje się być w niektórych przypadkach niepotrzebne. Zainteresowanie udziałami jest zróżnicowane. Nieoficjalnie wiadomo, że w dwóch shjuzach więcej chętnych jest wśród pracowników niż rolników. A to oznacza, że ci pierwsi będą mieli potem większość.
Leszek Hądzlik - Polska Federacja Hodowców Bydła i Producentów Mleka „Nie wyobrażam sobie, aby producenci mieli mniejszościowy udział. Nigdzie na świecie, w Europie było tak, żeby to nie producenci decydowali o postępie hodowlanym zwłaszcza, że my jesteśmy odpowiedzialni za programy hodowlane, za te programy, które zlecił nam wykonywanie minister rolnictwa”.
Środowisko hodowców ma żal do resortu skarbu państwa za zasady prywatyzacji stacji inseminacyjnych. Twierdzi, że gdyby spółdzielnie zostały dopuszczone od razu do prywatyzacji to więcej udziałów trafiłoby w ręce rolników. Co raz częściej mówi się także, że jeżeli sytuacja nie zmieni się to rolnicy, którzy zapisali się na udziały nie podpiszą umów kupna. A shjuzy staną się firmami pracowniczymi