Te cyfry jeżą włos na głowie. Rządowi urzędnicy wydzwonili w tym roku rachunki za 40 mln zł. Jak obliczył "Fakt", daje to astronomiczną sumę 3,3 tys. zł na jeden rachunek. Miesięcznie.
Gazeta dotarła do raportu przygotowanego przez resort finansów na prośbę wicepremiera Jerzego Hausnera. W sieci tabel oko przykuwa jedna astronomiczna kwota - aż 40 mln zł kosztowały nas, podatników, telefony komórkowe wszystkich ministrów i ich pracowników. Wyliczenia te nie dotyczą administracji terenowej.
Niestety, informacja o tym, ile rząd ma służbowych telefonów jest, z niezrozumiałych powodów, niezwykle tajna. Nie ma jej także we wspomnianych raporcie. Wiadomo, że telefony służbowe na pewno mają najwyżsi pracownicy państwowi, należący do tzw. erki. Jest to grupa około tysiąca osób, i taką też sumę gazeta przyjęła w szacunkowych obliczeniach przeciętnego rachunku.
W praktyce jednak liczba telefonów może okazać się większa. Tylko w Ministerstwie Finansów za rozmowy komórkowe zapłacono w tym roku ponad 714 tys. zł, czyli niemal dwa razy tyle co w 2002 r. Również w Ministerstwie Kultury wydatki na rozmowy rosną z roku na rok. W 2002 przegadano w nim niecałe 230 tys. zł, a w 2003 - ponad 270 zł. Podobnie rzecz się ma w resorcie rolnictwa, gdzie w kończącym się roku zapłacono za komórki 371 tys. zł., podczas gdy rok wcześniej - 315 tys. zł.
Minister Jerzy Hausner zamówił raport, bo szukał oszczędności w administracji. Jednak jego ręka jest bardzo łagodna - w przyszłym roku wydatki na komórki mają się zmniejszyć ledwie o 6 mln zł. To nie są rewolucyjne oszczędności - średni wyliczony przez "Fakt" rachunek członka "erki" zmaleje o 15% - czyli o 495 zł.
Szeroki gest rządowych notabli oburza Platformę Obywatelską, która za punkt honoru stawia sobie obniżenie kosztów władzy. "Gdy czasy są ciężkie, władza powinna zaczynać oszczędności od siebie" - przekonują Jan Rokita i Donald Tusk. "Marzy mi się, by każda złotówka wydana na władzę, była oglądana osiem razy" - deklaruje Tusk.