Po ubiegłotygodniowej sesji dużej giełdy w Niemczech oraz obniżkach cen na polskim rynku, wszyscy mieli nadzieję na poprawę sytuacji. Niestety niemieckie ceny uległy zmianie i odnotowały 9 centowy spadek. W Polsce również nastąpił spadek notowań. Obecnie uzyskanie 6,60 – 6,70 zł za kg w klasie E jest najwyższą możliwą stawką, ale i ona nie zapewnia opłacalności.
Nieustająca zła sytuacja dotyka coraz większej liczby rolników, zwłaszcza tych, którzy zainwestowali w tucz otwarty. Warto zauważyć, że w ciągu niecałych 2 dekad z wiodącego producenta wieprzowiny w Europie, staliśmy się jego importerem, a produkcja w dużej mierze oparta jest na zakupionym z Danii warchlaku. Aspekt ten jest niekorzystny zarówno dla rolnictwa w Polsce ogólnie, jak i dla samych producentów żywca wieprzowego.
Przyczyną kolejnych spadków jest uzależnienie polskich cenników od sytuacji rynkowej w Niemczech, które dalej pozostają w czołówce producentów świń w Europie. W wyniku zawirowań w umowach handlowych niemieckiej wieprzowiny z Państwem Środka, nastąpił spadek eksportu o 2%, a ponadto głównym odbiorcą mięsa z Niemiec stała się Polska. Z kolei sytuacja w Danii, Hiszpanii, jak i Holandii ma się dobrze. Handel tych państw z Chinami odnotowuje nowe rekordowe ceny w skupach, a luka na swoich rynkach uzupełniana jest tańszym mięsem z pozostałych krajów UE.
Aktualnie zakłady nie mogą na tę chwilę przesadzać z niskimi cenami, gdyż może dojść do kolejnego załamania rynku tuczu otwartego, co doprowadzi do deficytu świń w najbardziej kluczowym momencie – na okres przygotowań do Świąt Bożego Narodzenia. Niewykluczone, że kolejni producenci odstraszeni niskimi cenami przejdą tucz nakładczy, a zatem grozi nam przejęcie rynku przez duże koncerny, które będą ustalać umowy na własnych warunkach.
polsus.pl / Bartosz Czarniak