Od piątku granice Rosji zamknięte są dla wołowiny, wieprzowiny i drobiu importowanego z Ukrainy. Embargo ma zahamować przywożenie mięsa z Polski. Władze wprowadziły zakaz, ponieważ wykryły liczne nadużycia na granicy rosyjsko-ukraińskiej, m.in. zatrzymały 150 ton mięsa, którego pochodzenia nie mogły ustalić.
- Rosjanie twierdzą, że po wprowadzeniu 10 listopada zakazu importu mięsa z Polski zaczęło do ich kraju trafiać więcej mięsa z Ukrainy - mówi Lech Pintera z Ambasady Polskiej w Moskwie.
Witold Choiński, prezes Związku Polskie Mięso, nie wyklucza, że mięso z Polski trafia do Rosji przez Ukrainę. - Trudno jednak określić skalę tego eksportu - uważa prezes.
Mało prawdopodobne, aby Ukraińcy sprzedawali masowo wołowinę i wieprzowinę z Polski, ponieważ sami borykają się z ich brakiem. Dlatego w sierpniu obniżyli cło na mięso czerwone do 10 proc.
Jeszcze mniej możliwe, aby przez Ukrainę docierało do Federacji Rosyjskiej nasze mięso drobiowe. Ukraińcy do tej pory nie obniżyli na nie cła. Jak nieoficjalnie dowiedziała się "Rz", drób docierał do Rosji przez Mołdawię. Nie na masową skalę jednak ze względu na wysokie koszty.
Do Rosji nie można eksportować mięsa, które było załadowane na Ukrainie. Embargo nie obejmuje produktów, które przejeżdżają przez ten kraj w zaplombowanych kontenerach.
O możliwości wprowadzenia zakazu władze rosyjskie poinformowały pierwszy raz 26 grudnia. Kilka dni temu dziennik "Wiedomosti" napisał, że importerzy ukraińscy sprowadzają mięso z Europy, w tym z Polski, do jednego z krajów Wspólnoty Niepodległych Państw lub Kaliningradu. Tam przetwarzają je i eksportują do Rosji jako produkt własny.
Wpiątek pojawiła się informacja, że Rosja wprowadzi zakaz importu owoców i warzyw z Ukrainy. Nie potwierdziła tego polska ambasada w Moskwie, chociaż nie wykluczyła takiej możliwości.