Chociaż na zbieractwie ziół można przyzwoicie zarobić, chętnych do ich zbierania jest coraz mniej. Trudno taki stan rzeczy zrozumieć wziąwszy pod uwagę panujące bezrobocie. Spacerowanie po łące i zrywanie kwiatów to przyjemność i często niezły zarobek. W nyskim (woj. opolskie) zakładzie wrocławskiego "Herbapolu" od paru lat obserwuje się coraz mniejsze zainteresowanie zbieraniem ziół.
Nyski "Herbapol" skupił w tym roku 34 tony suchej masy 39 gatunków ziół rosnących na siedliskach naturalnych. Ilość ta odpowiada stu tonom świeżej masy roślinnej. Pozostałe 47 ton pochodzi z kontraktacji. Rolnicy z powiatu nyskiego uprawiają osiem gatunków ziół: rumianek, kozłek lekarski, melisę, miętę, tymianek, arcydzięgiel, kolendrę i lawendę. W tym roku na skup surowca zakład przeznaczył 150 tysięcy złotych. Są to pieniądze nieopodatkowane dzięki porozumieniu z ministrem finansów. Niestety, chętnych do ich wzięcia było niewielu. Na ziołach można średnio zarobić miesięcznie 800-900 złotych. Dobry zbieracz w ciągu sezonu jest w stanie dostarczyć do skupu do 12 ton surowca. Podczas, gdy za kilogram pszenicy płaci się 30 groszy, za kilogram ziół można zarobić od złotówki wzwyż.
W powiecie nyskim na stałe zbieractwem ziół trudni się 30 osób. W sezonie trzeba ich dwukrotnie więcej. W okresie wysypu, szczególnie kwiatów lipy i bzu czarnego, do pozyskania potrzebnych nam ilości ziół potrzeba sześćdziesięciu, a nawet siedemdziesięciu zbieraczy. Emeryci nie maja już do tego siły, a młodzież do zbierania się nie garnie – tłumaczy kierownik wrocławskich zakładów zielarskich "Herbapol" w Nysie, Jan Zwardoń.
Po zbiorach, pracownicy zakładu zajmują się sortowaniem, czyszczeniem i rozdrabnianiem ziół. Z nyskiego zakładu zostaną przewiezione do Legnicy i Wrocławia. Nowy sezon ziołowy rozpocznie się dopiero w marcu przyszłego roku. Przy dobrej pogodzie można już wtedy zbierać liście podbiału i korzeń glistnika. W tym roku dla zbieraczy nadzieja już tylko w skupie igliwia sosnowego tzw. cetyny.