Polscy i francuscy producenci zbóż chcą wspólnie walczyć ze światową konkurencją i przewidywanym spadkiem cen w najbliższych latach. Branża zbożowa w Unii z lękiem patrzy w przyszłość - taki wniosek płynie z wczorajszej narady w ministerstwie rolnictwa polskich i francuskich producentów, handlowców oraz przetwórców zbóż. Kassandryczne wizje ekspertów przewidują, że z roku na rok będzie rosła produkcja, za którą nie nadąży wzrost popytu. To z kolei oznacza spadek cen i mniejszą opłacalność produkcji.
Na złość cenom w zeszłym roku na całym świecie pogoda sprzyjała rolnikom. Żaden kataklizm nie odbił się na plonach w Europie, Azji ani Ameryce. To sprawiło, że ceny światowe są wyjątkowo niskie i wszyscy mają problemy z upchnięciem zbóż na rynku. Wygrywa ten, kto oferuje najniższe ceny. Tak jak Argentyna sprzedająca na tyle tanio, że po doliczeniu transportu do Egiptu argentyńskie zboże jest ciągle tańsze niż na stosunkowo tanim rynku USA. W najgorszej sytuacji jest jednak Unia, która od lat najbardziej wspiera branżę zbożową, zapewniając jej od 20 lat stabilne ceny i wysoką opłacalność.
- Okres stabilnych cen się skończył. Musimy znaleźć sposób, aby nadal zapewnić naszym rolnikom dobre dochody - mówił wczoraj Patrice Auguste ze Stowarzyszenia Francuskich Producentów Zbóż.
Francuzi, którzy są największymi producentami zbóż w Unii, mają dwie recepty. Po pierwsze chcieliby maksymalnie zamknąć granice przed importem z Ukrainy i Rosji, bo obniża on ceny w samej Unii. Po drugie proponują wywarcie takiej presji na Brukselę, aby bardziej wspierała eksport zbóż poza Unię. To może jednak oznaczać kłopoty ze Światową Organizacją Handlu (WTO), która dąży do wycofywania subwencji eksportowych. Jednak jak powiedział szef Komitetu Konsultacyjnego ds. Zbóż przy Komisji Europejskiej Jean Jacques Vorimore, dzięki poszerzeniu Unii o nową dziesiątkę państw w 2004 r. "staliśmy się potęgą zbożową i parterem, z który WTO musi się bardziej liczyć". W tej dziesiątce największym sojusznikiem Francuzów są Polacy, bo jesteśmy czwartym producentem zbóż w Unii, po Francji, Niemczech i Hiszpanii. W zeszłym roku polscy producenci założyli własną, całkowicie odpolitycznioną organizację - Krajową Federację Producentów Zbóż. Teraz wraz z Francuzami zamierzają walczyć w Brukseli o własne interesy. Już wiadomo, że obie organizacje będą mówić jednym głosem w Brukseli w wielu kwestiach np. nie zgodzą się na rezygnację z ustalanej przez Brukselę ceny interwencyjnej skupu (czyli praktycznie minimalnej ceny na zboża).
Tymczasem jak powiedział wczoraj wiceminister rolnictwa Andrzej Kowalski, ze wszystkich szacunków wynika, że z roku na rok będą rosły problemy Unii z nadprodukcją. Nowi członkowie mają ogromny potencjał wzrostu, bo nasza średnia plonów jest znacznie niższa niż w Unii. Wkrótce do wspólnoty dołączą kolejni dwaj duzi gracze: Bułgaria i Rumunia. Ukraina, kiedyś zwana spichlerzem Europy, też ma wielkie rolnicze ambicje. Nie ma co liczyć, aby kraje spoza Unii, jak Argentyna, USA, Kanada czy Australia zaczęły ograniczać produkcję.
Przewiduje się, że Unia będzie borykała się z ogromną nadwyżką. Już tym roku dojdzie ona do ok. 60 mln ton, czyli wyniesie tyle, ile cała produkcja zbóż w dziesiątce świeżo przyjętych państw. W Polsce szacuje się, że produkcja będzie rosła o 3 proc. rocznie, a popyt jedynie o 1,5 proc.
W 2004 r. cała Unia wyprodukowała 283 mln ton zboża. Wraz z zapasami z poprzedniego roku weszła w sezon pożniwny z 326 mln ton. Tymczasem zapotrzebowanie na zboże (konsumpcja, pasze i wysiew) wynosi 247,4 mln ton.