Mimo niezłych pieniędzy, na lokalnych plantacjach brakuje rąk do pracy. Bydgoszczanie wolą wykonywać tę samą pracę w cięższych warunkach, ale i za cięższe pieniądze. Lokalnym plantatorom w zbiorach pomagają okoliczni mieszkańcy. Nikt inny nie chce tego robić - pisze "Express Bydgoski".
- Dziennie wysyłam trzy busy do Bydgoszczy, które przywożą do mnie pracowników. Ale potrzebuję jeszcze kilkaset osób, by nie stracić zbiorów. Już w piątek spodziewamy się wysypu owoców - opowiada Mariola Markiewicz, właścicielka największej w regionie plantacji truskawek w Buszkowie koło Koronowa. - Wcześniej nie musiałam zabiegać o pracowników. Teraz większość z tych, którzy mogliby u nas pracować, wyjeżdża za granicę.
Właścicielka plantacji musiała w tym roku zainwestować w reklamę. Chętni się zgłaszają, ale nadal potrzeba więcej rąk do pracy.
Zarobek tych najciężej pracujących może sięgnąć, w najbardziej ekstremalnych sytuacjach, nawet 100 zł dziennie. - To nie jest ciężka praca. Zbiera się tylko osiem godzin. Nie ma ograniczeń wiekowych, przyjść może każdy. Wystarczy mieć zdrowy kręgosłup i silne ręce - zachęca Mariola Markiewicz.
Dlaczego więc z roku na rok coraz trudniej pozyskać ludzi do zbiorów? - W pierwszym kwartale tego roku z naszego wojewó dztwa wyjechało na plantacje do Hiszpanii i Niemiec ponad 4 tysiące osób. Zainteresowanie tą pracą jest ogromne. W Hiszpanii nie trzeba nawet dobrze znać języka. Za sześciogodzinny dzień zbierania dostaje się tam 34 euro (ok. 140 zł). Niemcy oferują od 4 do 9 euro (16 - 36 zł) za godzinę - wyjaśnia Justyna Strohschein, pośrednik pracy w Wojewódzkim Urzędzie Pracy w Toruniu.