Rolnicy muszą spieszyć się, aby zdążyć ze złożeniem wniosków. Pospieszyć powinni się także urzędnicy Ministerstwa Finansów, bo od nich zależy los wikliniarzy z Rudnika, którym w oczy zagląda bankructwo. Chodzi o podatek VAT.
Od 1 maja wyroby z wikliny objęte są 22-procentową stawką. Aby skorzystać z
niższego, 7-procentowego VAT-u, specjalna komisja musi potwierdzić, że każdy
wypleciony kosz czy fotel jest wyrobem rękodzielniczym. Problem jednak w tym, że
dotychczas resort finansów nie powołał takiej komisji.
Do 1 maja
wikliniarze także musieli starać się o zaświadczenia, które uprawniały ich do
korzystania z niższego VAT-u. Teraz są one nieważne a nowych nie ma. Wikliniarze
z Rudnika są oburzeni, bo - jak twierdzą - mimo wielokrotnych interwencji w
Ministerstwie Finansów - resort nadal nie wydał stosownego rozporządzenia.
Tymczasem wyroby obłożone 22 procentową stawka podatku VAT są za drogie i nikt
nie chce ich kupować. Nawet duże sieci handlowe czekają na wyjaśnienie
zamieszania. Czasu nie maja jednak rękodzielnicy. Prace musiał przerwać między
innymi Henryk Ryczko. Wikliniarze obawiają się, że zamieszkanie z podatkiem na
wyroby z wikliny spowoduje wielomiesięczny zastój całej branży. Dlatego
rzemieślnicy uważają, że jedynym rozsądnym rozwiązaniem byłoby przywrócenie
ważności starych zaświadczeń, do czasu wydania nowych. Inaczej wiele rodzin
zajmujących się wyplataniem koszy i mebli straci jedyne źródło utrzymania.