Tegoroczne żniwa trudno zaliczyć do udanych. Zbierzemy z pól mniej niż zwykle i na dodatek ziarno będzie kiepskiej jakości. Na ocenę rzeczywistych strat przyjdzie nam jednak jeszcze trochę poczekać.
Główny Urząd Statystyczny co prawda nie przewiduje katastrofy. Zbierzemy
bowiem od 21,7 do 22,7 mln ton zboża. Będzie to ilość mniejsza od ubiegłorocznej
o 9 do 13 proc., ale pszenicy może być mniej nawet o 16 proc. Winą za ten stan
rzeczy należy obarczyć długą i mroźną zimę oraz wielotygodniową, czerwcową
suszę. Są to jednak szacunki z połowy lipca, a przecież od tego czasu mieliśmy
znów kilka niespodzianek, choćby ulewy i gradobicia.
Nie wszystko
jednak można zwalić na pogodę. Spodziewany brak pszenicy i związana z tym
konieczność importu ok. 2 mln ton ziarna jest w znacznym stopniu efektem nie
tylko afery ze "znikającym zbożem", ale również bezmyślności urzędników. W
ubiegłym roku uznali oni bowiem, że pszenicy mamy zbyt dużo i rozpoczęli jej
eksport. Agencja Rynku Rolnego sprzedała więc za granicę pół miliona ton
pszenicy, dopłacając do tego interesu 80 mln zł. Prócz tego drugie tyle
sprzedały – za zezwoleniem władz – prywatne firmy. Za to teraz
będziemy płacić za import ziarna i zapewne więcej kosztować będą nas przetwory
zbożowe.
Małopolska nie należy, na szczęście, do regionów, gdzie
nieurodzaj przybrał rozmiary katastrofy, choć i na naszym terenie są miejsca,
gdzie straty sięgnęły nawet 50 proc. Pszenicę i żyto z dopłatami ARR skupować
będzie w naszym województwie 9 punktów. Są to: Spółka Knapik z Alwerni, młyn
Zaborów, Zakład Przetwórstwa Zbożowego w Radłowie, młyn Wadowice, firma
"Młynarstwo" z Bydlina, PZZ w Krakowie, firma w Rudzach, "Ekorol" w Proszowicach
oraz "Jolmar" w Zielonkach. Firmy te otrzymały łącznie limit na skup 350 tys.
ton pszenicy w okresie od lipca do października (z rozbiciem tej kwoty na
poszczególne miesiące). Żyto skupuje tylko młyn z Alwerni, w łącznej ilości 50
ton.