Polska jest największym eksporterem owoców miękkich w Europie. Jeśli jednak nie zatroszczymy się o utrzymanie swojej pozycji, z rynku mogą nas wyprzeć Chińczycy. Państwo Środka stało się dla nas poważnym konkurentem jeśli chodzi o produkcję koncentratu soku jabłkowego; z roku na rok powiększa też areał uprawy truskawek.
Pod względem produkcji truskawek w ostatnich latach zajmowaliśmy pierwszą pozycję na światowych rynkach. W dobrych sezonach zbiory sięgały nawet 240 tys. ton. W roku ubiegłym były najniższe od ponad 20 lat - wyniosły zaledwie 130 tys. ton. Wpłynęło to na wzrost cen i powiększenie areału plantacji - jest ich blisko 50 tys. hektarów, czyli o 7 tys. więcej niż w roku ubiegłym. Przełoży się to na wysokość zbiorów. Zdaniem specjalistów, w tym roku wyniosą one ok. 180-200 tys. ton. Wszystko będzie jednak zależeć od temperatury i ilości opadów. - Jeśli czerwiec będzie słoneczny i suchy, to truskawek będzie więcej - uważa Jan Świetlik z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.
Do przetwórstwa trafia ok. 100 tys. ton truskawek rocznie. W tym sezonie za kilogram przyjdzie nam zapłacić ok. 2 zł. Podyktowane jest to głównie ceną otrzymywaną za mrożonki wysyłane na zachodnie rynki - głównie do Niemiec. Specjaliści szacują, że tona może kosztować 800-900 euro. Konkurencję dla Polski mogą jednak stanowić Chiny, które już w ubiegłym roku gwałtownie zwiększyły produkcję. W latach poprzednich wysyłały do Unii Europejskiej średnio 10 tys. ton mrożonych truskawek. Tylko w 2003 roku zwiększyły eksport aż o 30 tys. ton. Chińczycy sprzedawali truskawki znacznie taniej - tylko po 700 euro za tonę. - Chiny psują nam rynek, proponując owoce po niskich cenach - uważa profesor Świetlik.
Czy można temu zaradzić? Specjaliści uważają, że tak, wskazując przykład
Hiszpanii. Postarała się ona o wprowadzenie kontyngentów na import do Unii
Europejskiej mandarynek właśnie z Chin. Podobnie mogłoby być z truskawkami.
Inną kwestią jest to, czy nasze truskawki trafią na zachodnie rynki, i to
nie tylko w postaci mrożonek, lecz także świeżych owoców. Dziś do Berlina czy
Hamburga truskawki przywozi się z Hiszpanii. Tam jednak sezon na owoce trwa do
końca maja. Później mogłyby zastąpić je truskawki z Polski, tańsze od tych
uprawianych w Belgii czy Holandii. Doktor Jan Świetlik uważa, że to, czy polskie
truskawki trafią na stoły naszych sąsiadów zza Odry, zależy od operatywności
samych rolników.
W tym roku owoców miękkich nie zabraknie. Według Świetlika,
pogoda sprzyjała tworzeniu zawiązków. Dlatego więcej zbierzemy nie tylko
truskawek, lecz także porzeczek, aronii czy agrestu. Proporcjonalnie do zbiorów
nie wzrosną jednak ceny. Tutaj rolników mogą spotkać niemiłe niespodzianki. Dziś
mówi się, że na stosunkowo wysokim poziomie mogą się utrzymać jedynie ceny
agrestu. W ubiegłym roku za kilogram trzeba było zapłacić ok. 4 zł.
Inaczej będzie jednak w przypadku porzeczek. Kilogram czarnych kosztować może ok. 0,80 zł, a czerwonych ok. 1,5 zł - tylko dlatego, że jest ich mało w chłodniach.
Nie wiadomo, na jakim poziomie ukształtują się ceny malin. Wszystko zależy od wysokości ich zbiorów w Serbii, w której malin uprawia się najwięcej w Europie - w zależności od roku 70-90 tys. ton, z czego na eksport trafia ok. 60 tys. ton. W Polsce zbiory malin kształtują się na poziomie 45 tys. ton, za granicę wysyłamy 35 tys. ton.