Grójeccy sadownicy zablokowali wczoraj bramy zakładów przetwarzających jabłka. Protestują przeciwko niskim cenom skupu, które ich zdaniem są efektem zmowy monopolistycznej zakładów. Dziś protest ma się rozszerzyć na cały kraj.
Od rana w poniedziałek ponad półtora tysiąca sadowników rozpoczęło blokadę bram wjazdowych do zakładów przetwórstwa owocowo-warzywnego w regionie grójeckim (m.in. w Górze Kalwarii, Tarczynie, Kozietułach, Skierniewicach), z którego pochodzi ok. 60 proc. produkowanych w Polsce jabłek. Od dzisiaj protest ma objąć całą Polskę, ale już wcześniej zaczęto zamykać punkty skupu w Nowosądeckiem, Sandomierskiem, Lubelskiem.
Powodem akcji sadowników są ceny skupu jabłek. Za kilogram jabłek przetwórczych zakłady płacą od 15 do 17 gr. Zaś za kilogram jabłek konsumpcyjnych producenci dostają maksimum 80 gr. Ponieważ w kraju panuje susza, w sadach, w których nie ma nawadniania, większość owoców nie osiąga wystarczających rozmiarów, by można było je uznać za nadające się do konsumpcji. Dlatego właśnie jabłka przemysłowe są prawdziwą kością niezgody. Zwłaszcza że z wyprodukowanych w tym roku ok. 2,3 mln ton jabłek Polacy zjedzą tylko 500 tys. ton.
To są zabójcze ceny, znacznie poniżej opłacalności
– mówi poseł Roman Jagieliński, właściciel ok. 30 ha sadu jabłoniowego. Według niego tę opłacalność zapewnia dopiero ok. 25 gr za kilogram jabłek przemysłowych.
Od kilku tygodni próbujemy rozmawiać z zakładami o cenach, trzykrotnie spotkaliśmy się w Ministerstwie Rolnictwa, tłumaczyliśmy, ale bez rezultatu. Jeśli zgodzimy się na obecne ceny, to połowa z nas zbankrutuje – powiedział nam szef Związku Sadowników RP Mirosław Maliszewski, organizator protestu.
W zeszłym roku ceny były podobne jak teraz, bo był to rok ogromnego urodzaju. Sadownicy z trudem go przetrwali, licząc na poprawę w tym sezonie. Z jabłek przemysłowych robi się koncentrat, który zakłady eksportują do Niemiec. Za tonę koncentratu dostają 750 euro. Tę cenę ustalili Chińczycy, którzy dostarczają najtaniej i najwięcej. Nasi nie muszą jednak obawiać się o zbyt, gdyż chiński produkt jest zbyt słodki i Niemcy muszą kupować jako domieszkę polski koncentrat, trzykrotnie bardziej kwaśny od chińskiego.
O tym, że zakłady dogadały się ze sobą, jest też przekonany prof. Eberhard Makosz, jeden z największych naszych specjalistów od sadownictwa. Mamy ok. 20 dużych zakładów przetwórczych, które mają różnych właścicieli. Jeszcze trzy lata temu miały różne ceny, ale już w zeszłym roku były one wszędzie praktycznie takie same. Jeden z odbiorców naszego koncentratu w Niemczech powiedział mi, że takiego interesu, jaki zrobiły nasze zakłady w zeszłym roku na koncentracie, to nigdzie na świecie nie ma. Zakłady w Niemczech za koncentrat dostają tyle samo, a płacą sadownikom dwa razy więcej. Nasze ceny skupu są naprawdę katastrofalne i mogą doprowadzić do masowego wycinania drzew owocowych.
Sadownicy dobrze wybrali moment protestu – sprzedali już odmiany jabłek miękkich, szybko się psujących, teraz mogą trochę poczekać. Liczą, że w tej wojnie nerwów przetrzymają zakłady, które potrzebują przecież surowca, by produkować, i mają pozawierane umowy na eksport koncentratu.
Konsumenci jabłek mogą mieć tylko nadzieję, że nasze sady nie znikną z krajobrazu. Polskie jabłka (chociaż niekiedy z robaczkiem) są smaczne.