"Obserwujemy bardzo duże zainteresowanie truskawkami, przeciętnie Rosjanie wiozą 2-3 kobiałki, ale są i tacy, którzy wywożą z Polski kilkanaście kobiałek tych owoców. Czasem widujemy też busy załadowane tym towarem – bez wątpienia po kilkaset kobiałek. Nie jest dużo takich transportów, ale się zdarzają" - powiedział w czwartek PAP rzecznik prasowy olsztyńskiej Izby Celnej Ryszard Chudy.
Polscy celnicy nie blokują Rosjanom wywozu tych owoców. Kaliningradczycy, wiozący dużą ilość truskawek, jednak ryzykują kłopotami ze strony rosyjskich służb celnych, ponieważ ich przepisy pozwalają na wwiezienie do Rosji przez jedną osobę tylko 5 kg produktów spożywczych (w tym i owoców).
Właściciele plantacji truskawek z przygranicznych gmin od lat całe zbiory sprzedają Rosjanom. Ci kupują polskie truskawki nie tylko ze względu na ich walory smakowe, czy odżywcze, ale przede wszystkim dlatego, że w obwodzie kaliningradzkim truskawek się nie uprawia. "Pojedyncze osoby może i mają po kilka krzaków w przydomowych ogródkach, ale plantacji tych owoców nie ma. W ogóle rolnictwo w obwodzie jest bardzo słabo rozwinięte, mimo iż rząd wprowadza pierwsze programy wspierania tego sektora, np. dofinansowując zakup maszyn rolniczych" - powiedziała PAP Ewa Romanowska z Fundacji Borussia, która od lat zajmuje się współpracą z obwodem kaliningradzkim. Romanowska podkreśliła, słaby poziom rolnictwa w obwodzie kaliningradzkim wiąże się z "innym charakterem tego regionu". Przez lata Kaliningrad i okolice były zamkniętą dla obcokrajowców, zmilitaryzowaną strefą.
Gdy mija sezon na truskawki Rosjanie "przerzucają" się na polskie czereśnie, a potem wiśnie. Niektórzy handlowcy na potrzeby Rosjan sprowadzają te owoce na przygraniczne stragany z innych województw Polski. (PAP)