Od minionego piątku na przejściach granicznych na zachodzie Polski dokładniej kontrolowane są transporty ziemniaków. Ma to związek z bakteriozą wykrytą w partii bulw, które z Mazowsza dotarły na Litwę.
Bakteriozę w polskich ziemniakach wykryły litewskie służby fitosanitarne. - To był pojedynczy przypadek - tłumaczyła Małgorzata Książyk, rzecznik ministra rolnictwa. - Handlowiec z Litwy przyjechał do Polski i prosto z gospodarstwa kupił partię ziemniaków. Polski rolnik nie miał prawa ich sprzedać, bo nie były przebadane. Z kolei litewski handlowiec nie powinien ich kupić.
Podejrzenie w Czechach
Zdaniem Małgorzaty Książyk,
Polsce nie grożą z tego powodu żadne sankcje, jednak Czesi i Niemcy
przestrzegają swoich importerów przed zakupami w Polsce. Czesi mają podstawy do
obaw, albowiem w ziemniakach sprowadzonych z województwa łódzkiego wstępne
badanie wykazało obecność bakterii wywołujących bakteriozę.
Na początku tygodnia minister rolnictwa Wojciech Olejniczak zapowiedział kontrole producentów ziemniaków w całym kraju. - Zajmiemy się tym przy okazji lustracji prowadzonych systematycznie w gospodarstwach - dodał Kłos. Skontrolowanie wszystkich upraw jest niemożliwe, bo inspektorów jest za mało, a poza tym nie wszyscy rolnicy posiadają numer rejestracyjny. Jednak, aby z Polski nie wyjeżdżały chore bulwy, Inspektorat Ochrony Roślin i Nasiennictwa, wspólnie ze Strażą Graniczną i Inspekcją Transportu Drogowego, kontrolują ziemniaczane transporty na granicach i na drogach dojazdowych do przejść.
Bruksela krytykuje
Zdaniem Tadeusza Kłosa, zastępcy
Głównego Inspektora Ochrony Roślin i Nasiennictwa. już pierwszy potwierdzony
przypadek wykrycia bakteriozy w ziemniakach, które wyjechały z Polski, spotkał
się z krytyką ze strony Brukseli. Kolejne mogą nam zaszkodzić jeszcze bardziej.
- Do 1 maja obowiązywał zakaz eksportu polskich ziemniaków do krajów
unijnych - przypomniał Kłos. - Teraz, kiedy ten rynek zbytu dla nas się
otworzył, przez niefrasobliwość niektórych rolników możemy stracić ogromną
szansę.
W odzyskaniu zaufania do polskich producentów ziemniaków pomóc może tylko bezwzględne stosowanie się do przyjętych w Europie zasad. Sadzeniaki trafiające na unijny rynek muszą mieć paszport, a ziemniaki konsumpcyjne - zaświadczenie z inspekcji ochrony roślin, że są zdrowe. Jeśli bulwy będą sprzedawane w opakowaniach, na etykietach musi być numer rejestracyjny producenta. Dla ziemniaków wyjeżdżających poza Unię Europejską potrzebne też jest świadectwo fitosanitarne. Nawet w przypadku podejrzenia wystąpienia bakteriozy, rolnik powinien niezwłocznie skontaktować się z inspektoratem i w razie konieczności poddać uprawę kwarantannie.