Żniwa, w niektórych regionach kraju zostały już zakończone. Jednak rolnicy niechętnie sprzedają zboża czekają na lepsze ceny. Rząd twierdzi, że wzrosną jeszcze we wrześniu, firmy skupowe przestrzegają, że nastąpi to nie wcześnie niż w listopadzie. Ale historia już nieraz pokazała, że prognozy wcale się sprawdzić nie muszą.
Na południu kraju do skoszenia zostało jeszcze 5-10% zbóż. Gorzej jest na północy. Tam są regiony, gdzie z powodu deszczów na polach zostało jeszcze nawet 40% upraw. Do punktów skupu zgłosiło się na razie niewielu rolników. Większość - wszystko na to wskazuje - schowała ziarno w swoich magazynach i czeka.
O nie sprzedawanie zboża po zbyt niskich cenach apelował do rolników rząd i organizację producenckie. Ich zdaniem ceny skupu powinny być wyższe niż obecne. Ale największe firmy skupowe twierdzą, że do końca października nic się nie zmieni.
Ale we wcześniejszy skup interwencyjny Unii Europejskiej nie wierzy już chyba nikt. Na ostatnim posiedzeniu unijnego komitetu zarządzającego do spraw rynku zbóż pozostałe państwa członkowskie jednoznacznie sprzeciwiły się wnioskowi polskiego rządu. Polska chciała, by interwencja rozpoczęła się już 1 października, a nie 1 listopada. Jednak teraz nawet zwolennicy tego pomysły przyznają, że nie do końca rozwiązuje on sytuację. Problemem są nierówne dopłaty bezpośrednie.
Szacuje się, że różnica w dopłacie do hektar zbóż dla polskiego rolnika, a na przykład niemieckiego farmera wynosi nawet 200 złotych.