Po spotkaniu 9 marca br. ministra rolnictwa - Marka Sawickiego z sadownikami - plantatorami owoców miękkich a także przedstawicielami przemysłu przetwórczego oraz ARiMR i Instytutu Sadownictwa i Kwiaciarstwa ze Skierniewic na stronie internetowej resortu ukazał się oficjalny komunikat.
Czytamy w nim: "Celem spotkania było zachęcenie przetwórców oraz producentów do podjęcia ściślejszej współpracy podczas nadchodzącego sezonu zbiorów owoców. Minister Marek Sawicki podkreślił rolę stosowania w handlu umów kontraktacyjnych. Mówił również o tym jak ważne jest, prowadzenie przez cały sektor, działań promujących owoce." I zapewne tak było, ale plantatorom chodziło o coś innego. Pomni przykrych doświadczeń fatalnego roku ubiegłego oczekiwali nie tyle podpowiedzi i pouczeń ile wsparcia i deklaracji pomocy w rozwiązywaniu narastających problemów. Rosnących kosztów produkcji (energii, środków ochrony roślin), malejących cen skupu owoców i nie do pokonania chińskiej konkurencji, gdzie robocizna (niemalże za przysłowiową miskę ryżu) jest nadzwyczaj tania.
Jeśli na wschodzie zniknęły bariery (zakazy importu ze względów zastrzeżeń np. rosyjskich służb fitosanitarnych) to pojawiły się na Zachodzie - w Ameryce wskutek wprowadzenia ceł retorsyjnych. Chińczycy zgromadzili duże zapasy koncentratu soku owocowego i tylko czekają na okazję, by wpuścić go po konkurencyjnych cenach na rynek europejski, w tym także na nasz, polski. Zakłady przetwórcze dopadły także toksyczne opcje walutowe. Co nato minister? Zacytujmy: "Minister Marek Sawicki odnosząc się do wypowiedzi przedstawicieli przetwórców, w której zasygnalizowano słabą pozycję rynkową naszych przetwórców wobec innych podmiotów operujących na rynkach światowych, podkreślił konieczność konsolidacji sektora zarówno na poziomie producentów, jak i przetwórców.
Minister zachęcał producentów oraz przetwórców owoców do podjęcia wspólnych działań w celu konsolidacji sektora zarówno w układzie horyzontalnym jak i pionowym. Zaproponował utworzenie zespołu roboczego, którego zadaniem byłoby wypracowanie wzoru umowy kontraktacyjnej, która byłaby akceptowana i stosowana przez zainteresowane strony." Wszystko to prawda, mądre słowa, dobre propozycje ale po spotkaniu sadownicy wychodzili zawiedzeni. Nie o to im chodziło. Sami wiele robią, by poprawić swą sytuację przetargową w rozmowach z przemysłem. Przodują w tworzeniu grup producenckich - działa ich już ponad 100 a kolejne 40 jest w trakcie zawiązywania się. Ale muru (chińskiego) głową przecież nie przebiją. Sukces eksportu mrożonych malin smaku klęski w skupie jabłek (ceny spadły do kilkunastu groszy za kilogram) nie osłodzi. I co gorsze - światełka w tunelu nie widać. Chyba, że stanie się cud - na smaczne i zdrowe polskie owoce miękkie i "twarde" pojawi się duży popyt w kraju i za granicą - na wschodzie i zachodzie. Jakoś w ten cud polscy sadownicy nie chcą uwierzyć. Stąd - niezadowolenie.