Na wsiach pod Choroszczą prawie każdy rolnik uprawa ogórki i kapustę. Narew, która płynie zakosami, oblewa półwysep pod Białymstokiem z trzech stron. To sprawia, że tworzy się specyficzny mikroklimat - wilgoć jest duża, a rano i wieczorem pola toną we mgle. Ogórki to uwielbiają i rosną tu jak na drożdżach.
We wsi Śliwno powstała przed wojną pierwsza kwaszarnia ogórków w tej części
kraju. Po wojnie do połowy lat 70. kiszeniem zajmowała się spółdzielnia rolnicza
Witamina. Potem przeniosła siedzibę, więc rolnicy sami musieli zająć się też
przetwarzaniem.
Skład zalewy do beczek każdy już sam wypracowywał - liczy
się woda, ilość i rodzaj soli, kopru, czosnku itd. - Nasze ogórki są naprawdę
inne. Raz skończyły się nasze, więc dostarczyłem do sklepu kupione na giełdzie.
Jak znów przyjechałem, powiedzieli mi, żebym przywoził tylko te z własnych
beczek - mówi jeden z większych producentów Krzysztof
Zagórski.
Zagórski stosuje stare polskie odmiany ogórków, bo uważa, że są
najlepsze na tym terenie. Pola nie nawozi sztucznymi nawozami, tylko obornikiem
ze stajni lub kurnika. Nawozu nie powinno być ani za mało, ani za dużo. Ale
najbardziej liczy się wiedza, która pochodzi z lat doświadczeń. Bez tego nie da
się zrobić naprawdę dobrego produktu.
17 rolników założyło Stowarzyszenie
Producentów Warzyw Narwiańskich i Kwaszonek. Wszyscy używają takich samych
plastikowych torebek, w które pakują ogórki i kapustę (po pół i po kilogramie),
z napisem "Ogórki narwiańskie" lub "Kapusta narwiańska". Do tego każdy przybija
swoją pieczątkę z nazwiskiem i adresem. Ten towar jest już rozpoznawalny na
giełdzie w Białymstoku i w sklepach.