W najbliższych dniach rozpoczynają się żniwa. Właśnie wtedy dochodzi do największej liczby wypadków na wsi. Ulegają im zarówno sami mieszkańcy wsi podczas prac polowych, jak i dzieci pozostawiane w tym okresie bez opieki.
Tego, ile osób ginie lub zostaje kalekami w wyniku wypadków na wsi, nikt dokładnie nie wie. Statystyki, prowadzone przez Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego, pokazują jedynie wypadki, którym ulegli rolnicy ubezpieczeni w KRUS-ie. Poza tą statystyką są wypadki osób, które mają pole, ale pracują w którymś z okolicznych zakładów i ubezpiecza ich ZUS.
Przed dwoma laty wolbromska placówka KRUS zanotowała 144 wypadki, znacznie mniej, bo tylko 21 odnotowała ich olkuska placówka KRUS-u. Analizując opisy wypadków, trudno oprzeć się wrażeniu, że większość z nich to efekt nieostrożności, czy wręcz braku wyobraźni samych rolników. Często winny jest bałagan na podwórkach, rzucone byle gdzie deski ze sterczącymi gwoździami, zbite byle jak drabiny. Jednak dużo bardziej krwawe i to dosłownie żniwo zbierają maszyny rolnicze, najczęściej nieprawidłowo używane.
Przed dwoma laty 40-letni mieszkaniec jednej z powolbromskich wsi przewoził zboże na rozrzutniku do obornika. Żeby ułatwić sobie rozładunek włączył rozrzutnik, stanął na załadowanym zbożu i spychał je łopatą. Pośliznął się i uderzył całym ciałem w obracające się urządzenie rozrzutnika. Został kaleką do końca życia. Na wsi, nie ma tak jak w fabryce specjalistów do BHP. Tutaj każdy robi, jak mu wygodniej i szybciej. W maszynach pościągałem osłony, bo tak łatwiej je reperować - przyznaje jeden z rolników spod Wolbromia.