PHZ Bumar, który za sprzedaż polskich czołgów do Malezji musi tam kupić olej palmowy przekonuje, że nie ma planów wykorzystywania tego surowca do produkcji biopaliw. Olej palmowy sprowadzany z Dalekiego Wschodu byłby przy tym drogi, trudny w transporcie, a biopaliwa z tego surowca niezbyt nadają się do użytkowania zimą.
Pod koniec sierpnia marszałek Sejmu Marek Borowski zdecydował się wyrzucić do
kosza drugą ustawę o biopaliwach. W maju, w czasie prac sejmowej podkomisji
przedstawiciele lobby rolniczego postanowili usunąć z jej tekstu słowa "oraz
inne rośliny", umożliwiający produkcję komponentów do biopaliw nie tylko ze
zbóż, ziemniaków i buraków cukrowych, ale także innych surowców, np. oleju
palmowego, sojowego czy słonecznikowego. Posłowie, którzy w maju domagali się
usunięcia tych trzech słów, głosując ustawę w lipcu nie zauważyli, że one
pozostały. Sprawa wypłynęła dopiero w sierpniu. Prokuratura wszczęła w tej
postępowanie, które ma wyjaśnić, czy pozostawienie feralnych słów w ustawie było
błędem sejmowej legislatorki czy też doszło do próby fałszerstwa, na którym ktoś
by skorzystał.
Po Sejmie rozeszły się plotki, że pozostawienie
możliwości produkcji biopaliw z "innych roślin" może być na rękę firmie PHZ
Bumar. W tym roku zawarła ona bowiem kontrakt z rządem Malezji na sprzedaż
polskich czołgów, w zamian zobowiązując się do zakupu oleju palmowego. To
największa od 20 lat transakcja eksportowa polskiej zbrojeniówki. O tej
transakcji wspominała "Rzeczpospolita" w związku ze sprawą pozostawienia
feralnych słów w ustawie o biopaliwach; "malezyjski trop" w tej sprawie starała
się znaleźć "Puls Biznesu". Bumar stanowczo odrzuca jednak te
sugestie.
Prawo Malezji zobowiązuje dostawców uzbrojenia do
zakupu w tym kraju towarów wskazanych przez państwo, zwykle oleju palmowego. Już
dwa lata temu przed przystąpieniem do rozmów o sprzedaży czołgów zobowiązaliśmy
się przestrzegać te przepisy. Uzgodniliśmy, że w ramach transakcji przez trzy
lata kupimy około 300 tys. ton surowego oleju palmowego za około 111 mln
dolarów. Okazało się, że w Polsce nie ma zainteresowanych zakupem od nas takich
ilości tego surowca. Udało nam się znaleźć go za granicą. Jest to francuska
firma Sofic-Alcan, z którą podpisaliśmy umowę o przeniesieniu na nią zakupu
oleju, który musimy odebrać w Malezji – przekonuje prezes PHZ Bumar
Roman Baczyński.
Działająca od połowy XIX w. firma Sofic-Alcan
specjalizuje się w handlu – w dużej mierze w Azji – surowcami dla
przemysłu chemicznego i towarami chemicznymi. Rocznie sprzedaje 1,5 mln ton
oleju palmowego i jest jedną z trzech największych w świecie firm handlujących
tym surowcem.
Według prezesa Baczyńskiego Sofic-Alcan ma odbierać
olej palmowy za czołgi na warunkach uzgodnionych przez polską firmę z Malezją,
czyli w cenach dostaw do Rotterdamu z giełdy londyńskiej. To znaczy, że cena
oleju palmowego jest zbliżona do ceny oleju rzepakowego, powszechnie stosowanego
w Europie do produkcji biodiesla. Niedawno za tonę oleju palmowego trzeba tam
było zapłacić 390 dolarów, a rzepakowego – 440 dolarów. Do ceny oleju
palmowego należałoby jednak doliczyć koszty transportu, a także cła (teraz 10
proc.). A są one niemałe, gdyż olej palmowy trzeba przewozić w specjalnych,
ogrzewanych tankowcach i cysternach.
Olej palmowy ma wysoką
temperaturę topnienia. Jest też wrażliwy na wysokie temperatury. Aby nie stężał
i uległ rozkładowi, trzeba więc przewozić go i przechowywać w temperaturze 40-50
st. Celsjusza. Ponadto jest to surowiec, które może ulec rozkładowi w kontakcie
z niektórymi metalami, np. żelazem – powiedziała nam Bożenna
Konieczna, szef kontroli jakości z firmy Olvit, który na największą skalę w
kraju wykorzystuje olej palmowy. Według Koniecznej z oleju palmowego można by
produkować komponenty do biopaliw, pod warunkiem zakupu taniego surowca. To
zapewne jedno z powodów nikłego zainteresowania olejem palmowym wśród
producentów biopaliw.Według Austriackiego Instytutu Biopaliw 84 proc. biodiesla
na świecie produkuje się z rzepaka, a tylko 1 proc. z oleju palmowego. Jest to
paliwo używane przez autobusy w Kuala Lumpur, stolicy Malezji.
Jest
jeszcze jeden powód: olej palmowy w ogóle nie bardzo nadaje się do produkcji
biopaliw dla kraju tak zimnego jak Polska albo większość państw Europy
Północnej. Według danych Oelmuehle Loer Connemann temperatura topnienia estrów
wytwarzanych z oleju palmowego wynosi 10-15 st. Celsjusza. To znaczy, że w
niższych temperaturach, wcale nie zimowych, tężałby, grożąc zatkaniem układu
paliwowego.