Już od kilku miesięcy panuje w naszym kraju hossa na nawozy mineralne, zwłaszcza azotowe. Za tonę nawozu azotowego trzeba zapłacić u dystrybutorów nawet 700 zł, podczas gdy jeszcze rok temu za ten sam nawóz płacono w granicach 460-470 zł za tonę. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele - między innymi ograniczenie importu ze Wschodu oraz "wypadnięcie" kilku linii produkcyjnych w innych fabrykach Europy.
Wiosna jest szczególną porą dla producentów nawozów
azotowych. Już od zimy trwa intensywny ich zakup przez rolników. Według danych
Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, w ubiegłym roku zużyto
93,6 kg nawozów NPK na jeden hektar użytków rolnych, czyli o niecałe pół
kilograma więcej niż w 2002 r. W tym roku obok ceny wzrósł też popyt na krajowe
nawozy sztuczne.
Marek
Sieprawski z Zakładów Azotowych w Puławach powiedział nam, że zakład nie ma
wpływu na politykę cenową. - Podpisujemy całoroczne kontrakty handlowe z
naszymi odbiorcami i ustalamy ceny - oświadczył. Natomiast to, jak się
później kształtują ceny na rynku, zależy od pośredników. - To nasi odbiorcy
obserwują rynek podaży i popytu i stosują określone ceny. Jednocześnie my
realizujemy wszystkie zamówienia i w tym sezonie skierowaliśmy na rynek więcej
nawozów azotowych niż w latach ubiegłych - dodał. - My również
obserwowaliśmy rynki i już od listopada 2003 r. prowadziliśmy maksymalną
produkcję nawozów, gdy zazwyczaj do takiej maksymalnej produkcji
przystępowaliśmy dopiero w styczniu - podkreślił Sieprawski.
Wpływ na wzrost cen nawozów w tym roku miało wiele czynników, m.in. ograniczenie dostaw nawozów sztucznych ze Wschodu, gdyż ze względu na niską cenę gazu u wschodnich sąsiadów opłacalna była sprzedaż amoniaku jako półproduktu, a w Europie Zachodniej z różnych powodów zostało wyłączonych kilka linii produkcyjnych. Ponadto w krajach Piętnastki w ostatnich miesiącach podrożały wszystkie nawozy, zwłaszcza azotowe. Z informacji Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego wynika, że niedobór np. saletry amonowej może być spowodowany gromadzeniem zapasów przez pośredników w celu ich sprzedania po wyższej cenie po wejściu Polski do Unii Europejskiej. W krajach byłej Piętnastki cena saletry amonowej jest ponad półtora raza wyższa niż u nas. Tymczasem ze słów przedstawiciela Zakładów Azotowych w Puławach wynika, że dążność do maksymalnego podnoszenia cen nie jest celem tego zakładu, chociaż przy określaniu brane są pod uwagę wszystkie czynniki, z kosztami produkcji włącznie.
- Nie prowadzimy polityki maksymalizacji zysków, nie drenujemy kieszeni rolnika, gdyż wiemy, że ten rolnik po prostu nie jest zamożny. Jednocześnie cieszymy się, że ceny zbóż czy buraków są korzystniejsze w stosunku do poprzednich lat i to korzystnie przekłada się na ceny nawozów - wyjaśniał Marek Sieprawski z puławskich "Azotów".
Tymczasem ceny nawozów - jak na dochody uzyskiwane w gospodarce rolnej - są bardzo wysokie - cena mocznika dochodzi już do 880 zł za tonę. Najbardziej jednak dziwi rolników, że na pewnych składach brakuje saletry amonowej i innych nawozów, a ponadto część dystrybutorów domagała się zapłaty w gotówce, a nie przelewem, co w przypadku niektórych rolników stało się już dobrym zwyczajem.
- Problem nawozów najbardziej był palący przed miesiącem. Dzisiaj faktycznie ludzie dokupują jeszcze trochę nawozów azotowych. Jednak najgorsze jest to, że jeszcze nie otrzymaliśmy ani euro dopłaty powierzchniowej, a już za paliwo płacimy o 50 groszy więcej, a nawozy zdrożały średnio 200 zł na tonie; również środki ochrony roślin kosztują więcej. Jednym słowem, czyni się propagandę, ile to polscy chłopi dostaną z tej Unii, a my nie widzieliśmy jeszcze ani grosza, a już ponosimy zwiększone wydatki - wyższy VAT, droższe części do maszyn i ciągników, o nawozach nie wspominając - podsumował całą sytuację Zbigniew Dembowski, wiceprezes Podlaskiej Izby Rolniczej.