Inspekcja Handlowa w Katowicach wycofała ze sprzedaży miód pszczeli nektarowy wielokwiatowy, wyprodukowany przez Przedsiębiorstwo Wielobranżowe Api-Eko w Prałkowcach koło Przemyśla. Zawierał chloramfenikol - niebezpieczny antybiotyk o szerokim zakresie działania. Miód trafił również do sprzedaży w Małopolsce.
- To są zawartości śladowe, które na pewno nie mogą wyrządzić szkody zdrowemu człowiekowi - twierdzi Tomasz Zaręba, właściciel firmy Api-Eko. - Pszczelarze stosują antybiotyki do leczenia pszczół. Być może to, co wykryto w naszym miodzie, to właśnie pozostałość po takim leczeniu.
Specjaliści jednak odpowiadają: w miodzie, który traktowany jest jako spożywczy środek leczniczy, nie może być nawet śladowej zawartości trucizny.
Chloramfenikol to silny antybiotyk o szerokim zakresie działania. Był pierwszym lekiem skutecznym w leczeniu duru brzusznego. Stosowano go w ciężkich zakażeniach, ponieważ jest silnie toksyczny; może uszkadzać szpik kostny, a także powodować zmiany w układzie nerwowym oraz w narządach słuchu i wzroku. Był substancją czynną w detreomycynie - antybiotyku, który ze względu na toksyczne działanie został już dawno wycofany ze stosowania w leczeniu ludzi.
Obecność chloramfenikolu w miodzie stwierdzono w wyniku analiz laboratoryjnych, które przeprowadzono w Instytucie Badań Miodu w Puławach.
- Nasze laboratoria nie są przygotowane na tak szczegółowe badania, dlatego prawdopodobnie katowicka Inspekcja Handlowa, po otrzymaniu informacji o podejrzanej zawartości miodu firmy Api-Eko, wysłała próbki do Puław - wyjaśnia Wojciech Kozak, zastępca dyrektora Małopolskiego Wojewódzkiego Inspektoratu Inspekcji Handlowej w Krakowie. - Okazało się, że miód zawiera antybiotyk, który jako toksyczny został wycofany z rynku kilka lat temu. Owszem, to były śladowe ilości, bo stwierdzono obecność od 13 do 14 mikrogramów antybiotyku na kilogram miodu, ale w miodzie nie powinno być nawet tak minimalnych zanieczyszczeń.
Dyrektor Kozak dodaje, że chociaż miód zakwestionowała katowicka Inspekcja Handlowa, to został on wycofany ze sprzedaży w całej sieci Tesco w Polsce; w Małopolsce - już we wtorek, 24 lutego. - Teraz sprawdzamy inne supermarkety, bo firma Api-Eko przygotowywała miód dla wielu innych sieci zagranicznych - mówi dyrektor Kozak.
Zdaniem Tadeusza Sabata, prezydenta Polskiego Związku Pszczelarzy, cała sprawa jest zdecydowanie przejaskrawiona. - Jeśli nawet miód tej firmy zawiera antybiotyk, to w ilości śladowej - podobnie jak wiele innych produktów spożywczych obecnych na naszym rynku - mówi Tadeusz Sabat. - Policzyliśmy, że trzeba by zjeść 60 kg miodu, żeby pochłonąć taką samą ilość antybiotyku, jaką dopuszczają polskie normy w 1 litrze mleka. Litr mleka każdy może wypić w ciągu dnia, 60 kg miodu naraz nie zje nikt.
Czy pszczelarze rzeczywiście stosują antybiotyki do leczenia pszczół? Prezydent Sabat potwierdza to i dodaje, że jeszcze niedawno weterynarze zalecali - nawet bez obejrzenia pasieki - profilaktyczne podawanie pszczołom antybiotyków.
- Chociaż nie było żadnych norm, pszczelarze bardzo szybko zorientowali się, że nawet pozostałość po jednym opakowaniu antybiotyku rozdysponowanego dla 25 uli potrafi zepsuć 600 litrów miodu - mówi Tadeusz Sabat. - A więc dla własnego bezpieczeństwa mieli się na baczności.
Prof. Artur Stojko, prezes Polskiej Fundacji Apiterapii, prodziekan Wydziału Farmaceutycznego Śląskiej Akademii Medycznej uważa, że ujawniona w miodzie zawartość antybiotyku to najprawdopodobniej efekt mieszania polskiego miodu z zanieczyszczonym miodem z importu, być może z Chin.
- To możliwe, ale bez analizy pyłkowej, która jako jedyna może potwierdzić, z jakiej strony świata pochodzi miód, nie odważyłbym się twierdzić, że to mieszanka z obcym miodem - mówi Tadeusz Sabat. - O ile wiem, takiej analizy nikt nie przeprowadził. To prawda - importujemy sporo miodu; w ubiegłym roku sprowadziliśmy z zagranicy ponad 3 tys. ton. Ale to nie znaczy, że importujemy zanieczyszczony towar tylko dlatego, że jest tani.
Zdaniem Tadeusza Sabata kontrola miodu jednej, wybranej firmy jest wynikiem zwykłej, konkurencyjnej gry.
- Już dwa lata temu Unia Europejska wstrzymała dostawy miodu z Polski. Pretekst był podobny do dzisiejszego, ale wtedy udało się nam wrócić na rynek. Dziś nie jestem pewny, czy uda się to ponownie - mówi prezydent Polskiego Związku Pszczelarzy.
- Produkowaliśmy miód zgodnie z polskimi normami - mówi Tomasz Zaręba, właściciel Api-Eko. - Wyprodukowaliśmy go sporo. Nowe, unijne przepisy weszły w życie w maju ubiegłego roku. Musimy je stosować, ale jeśli np. w marcu wypuściliśmy na polski rynek dużą dostawę miodu - zgodną z krajowymi normami - z terminem ważności na 3 lata, to co teraz? Czy mamy to wyrzucić na śmietnik, bo polskie spojrzenie zmieniło się na europejskie?
- To tylko wierzchołek góry lodowej - twierdzi Tadeusz Sabat. - Europejskie normy zastosowane w Polsce bez weryfikacji naszych wewnętrznych norm mogą zachwiać naszym rynkiem