Wciąż trwają zorganizowane przez sadowników blokady zakładów przetwórczych. Pikietujący coraz bardziej obawiają się, że ich protesty zostaną rozbite przez policję. Tymczasem podobne problemy mają producenci owoców z Węgier. Tam też trwają blokady, które unieruchomiły 70% mocy przetwórczych zakładów.
Stare powiedzenie Polak Węgier dwa bratanki potwierdziło się w dość nieoczekiwany sposób. Wczoraj do Warszawy przyjechała delegacja węgierskich sadowników. Powód? Podobne problemy oraz sposób ich rozwiązania.
Jakab Istvan Węgierskie Stowarzyszenie Rolników i Kółek Rolniczych: obecnie w naszym kraju skupu jabłek przemysłowych prawie nie ma. Powód to niskie ceny skupu których rolnicy nie mogli zaakceptować. Zablokowaliśmy 3 zakłady przetwórcze, czyli 70% wszystkich mocy przerobowych na Węgrzech.
Ponieważ polskie i węgierskie zakłady przetwórcze mają w większości tych samych właścicieli obie strony chcą wypracować wspólne stanowisko w sprawie cen skupu jabłek. Jak na razie węgierscy sadownicy otrzymują 7 eurocentów za kilogram, a chcą 12, czyli w przeliczeniu około 40 groszy.
Tymczasem blokujący zakłady przetwórcze sadownicy coraz bardziej obawiają się interwencji policji. Jak na razie do niej nie doszło ale im dłużej blokady będą trwały tym większe prawdopodobieństw, że do nich dojdzie.
Przeciwko bezczynności policji protestują właściciele zakładów dla których blokady to codzienne straty. Na przykład przed przetwórnią w Tarczynie stoi już kolejka TIR-ów, które nie mogą odebrać mrożonych owoców.