W naszym ogrodnictwie brakuje mechanizmów stabilizujących produkcję. Dlatego jej opłacalność zmienia się jak w kalejdoskopie. W 2001 r. truskawek nadających się do przetwórstwa mieliśmy w bród, płacono więc za 1 kg średnio poniżej złotego. Plantatorzy zaczęli ograniczać areał uprawy. W zeszłym roku był on już dużo mniejszy. Sytuację pogorszyła jeszcze susza. I przy małej podaży świeżych owoców oraz skąpych zapasach w chłodniach ceny skupu musiały pójść ostro w górę, osiągając rekordowy poziom 4,20 zł za kilogram.
Nasze truskawki mrożone cieszą się powodzeniem w Europie Zachodniej, dominuje bowiem odmiana Senga Sengana, której owoce w czasie przetwarzania nie tracą swego koloru ani smaku. W zeszłym roku do krajów Piętnastki wysłaliśmy ok. 92 tys. ton tego aromatycznego towaru. Ceny transakcyjne z początkiem sezonu były korzystne, w granicach 1600–1700 euro za tonę. Później wskutek napływu tańszych owoców z innych rejonów świata zaczęły spadać. W styczniu i lutym 2004 r. niektórzy spośród zagranicznych odbiorców płacili już tylko 1000 euro za tonę. Część kontrahentów zrezygnowała z kupna polskich truskawek. Były dla nich za drogie.
Jesteśmy wciąż dużym eksporterem tych owoców jagodowych na rynek UE, ale nie jedynym. Chiny ulokowały na nim w 2002 r. 25,5 tys. ton swoich truskawek mrożonych, a w zeszłym roku, według wstępnych szacunków, ok. 45 tys. ton. Był to eksport po bardzo konkurencyjnych cenach. Tonę owoców można było kupić za 700–800 euro. Liczącym się dostawcą stało się Maroko. Zwiększyło ono sprzedaż truskawek do krajów Piętnastki z 22,5 tys. ton w 2002 r. do ponad 34 tys. ton w pierwszym półroczu ub. roku. Wymienione dwa kraje będą nam deptały po piętach i jeśli nie umocnimy swej pozycji, mogą nas wypchnąć z unijnego rynku.
Trudno przewidzieć jakie będą zbiory truskawek w bieżącym roku, ale nawet przy małej podaży owoców nie ma co liczyć na tak korzystne ceny skupu jak 2003 r. Chłodnie już się na nich „sparzyły”, poniosły straty i teraz będą dmuchać na zimne. Rozpoczną skup proponując w miarę niskie ceny, żeby potem móc je ewentualnie podnieść i wyjść na swoje.
Wydaje się, że na dłuższą metę lepsze są perspektywy uprawy truskawek deserowych niż przemysłowych. Tutaj konkurencja ze strony krajów leżących poza Europą nie wchodzi w rachubę. A w starych państwach członkowskich UE, ze względu na wysokie koszty robocizny, ten kierunek produkcji nie jest rozwijany. U nas szczyt owocowania truskawek jest w czerwcu i lipcu. Akurat wtedy, gdy kończą się wczesne dostawy tych jagód z Włoch, Hiszpanii i Portugalii. Moglibyśmy swoim towarem zapełnić ową niszę. Sąsiadujemy z wielkim rynkiem zbytu, jakim są Niemcy. Potrafimy produkować dobrze i tanio.
Największą przeszkodę stanowi rozdrobnienie produkcji. Mamy 196,2 tys. gospodarstw, w których uprawia się truskawki, ale w zaledwie 1800 spośród nich areał plantacji jest większy niż 2 ha. Potrzebne są więc pilnie grupy producentów, żeby można było zapewnić odpowiednio duże partie towaru dla wielkich sieci handlowych, które są w UE najważniejszym odbiorcą truskawek deserowych. Wtedy nie będzie problemów ze zbytem.