Komisja Europejska pozwoliła uprawiać w Unii kukurydzę genetycznie modyfikowaną, która nie spełnia norm bezpieczeństwa - alarmuje Greenpeace. Bruksela broni się przed zarzutami: kukurydza jest całkowicie bezpieczna.
Greenpeace oskarżył w tym tygodniu Komisję, że dopuściła na unijny rynek ziarna kukurydzy MON 810 bez niezbędnych dokumentów.
Organizmy genetycznie modyfikowane, czyli GMO, budzą emocje już od dawna. Część naukowców przestrzega, że szkodliwe efekty ich wykorzystywania i uprawy - jeżeli nastąpią - mogą ujawnić się dopiero po długim okresie. Ich adwersarze wskazują, że biotechnologia może pomóc w poprawie efektywności rolnictwa i prowadzi do zwiększenia zbiorów.
GMO to rośliny, zwierzęta i drobnoustroje, których geny celowo zmieniono, by uzyskać m.in. większą odporność. Np. kukurydza MON 810 jest dzięki biotechnologicznej ingerencji odporna na omacnicę prosowiankę - szkodnika atakującego liście, łodygi i kolby kukurydzy.
Koncerny, geny i Unia
Walka toczy się o możliwość uprawy w Unii 17 odmian kukurydzy. Ziarna MON 810 są wprawdzie obecne na wspólnym rynku od 1998 r., ale do niedawna można je było tylko importować i przetwarzać (m.in. na pasze, dla celów spożywczych i przemysłowych).
Sprzedający nasiona amerykański koncern Monsanto już od 1995 r. zabiegał o dopuszczenie kukurydzy również do uprawy. Unia się wahała, ale w końcu - po konsultacjach i badaniach naukowych - we wrześniu ub.r. zgodę wydała.
Jednym z dokumentów, na podstawie których podjęto tę decyzję, był tzw. plan monitoringu. Pokazuje on wpływ, jaki na ekosystem będą miały uprawy zmodyfikowanej kukurydzy w Europie. Greenpeace się piekli, że plan opracował sam koncern Monsanto, co zdaniem organizacji jest niedopuszczalne.
Zdaniem Greenpeace sam plan jest zresztą już dawno nieaktualny - bo był przygotowywany z myślą o spełnieniu norm obowiązujących w 1995 r. Od tego czasu normy się zmieniły, a plan - nie.
- Komisja Europejska mówi, że ma nowy, aktualny plan. Ale to nieprawda. Sprawdziliśmy, kraje członkowskie nic o tym nie wiedzą - mówi "Gazecie" Christoph Then z Greenpeace, który koordynuje akcję. - Teraz kraje członkowskie powinny zwrócić się do Komisji o wyjaśnienie całej sytuacji - dodaje.
Bruksela broni się przed zarzutami organizacji. - Kukurydza MON 810 została gruntownie przebadana i zaakceptowana do dystrybucji zgodnie ze standardami europejskimi; pozytywną opinię na ten temat wydał Komitet Naukowy Komisji - mówi "Gazecie" Philip Tod, rzecznik unijnego komisarza ds. ochrony zdrowia i konsumentów.
Jak tłumaczy Tod, unijna akceptacja dwukrotnie podlegała rewizji - w 1999 i 2004 r. - z powodu wprowadzenia w Austrii specjalnych środków ostrożności dotyczących GMO. Rzecznik zapewnia, że w obu przypadkach badania wykazały, że kukurydza może zostać dopuszczona na unijny rynek.
- Komisja nigdy nie twierdziła, że plan monitoringu z Monsanto jest zgodny z dyrektywą unijną 2001/18/EC, ale że - jak wymaga dyrektywa - został przedstawiony i Komitet Naukowy ocenił go pozytywnie. A kraje członkowskie Unii to zaakceptowały - dodaje Tod. Kolejną, aktualizowaną wersję planu Monsanto ma przedstawić do listopada 2006 r.
Walczą z genetykami
Akcja Greenpeace to nie tylko kolejna odsłona walki z organizmami genetycznie modyfikowanymi, które powoli przedostają się na unijny rynek. To również próba zwrócenia uwagi opinii publicznej na problemy GMO.
Dopuszczając we wrześniu na unijny rynek 17 odmian kukurydzy MON 810, Bruksela pozwoliła jednak krajom członkowskim na wprowadzenie zakazów uprawy takich roślin (na mocy tzw. klauzuli bezpieczeństwa, czyli art. 23 dyrektywy 2001/18). Jeżeli rząd kraju członkowskiego udowodni, że uprawy GMO mogą być szkodliwe dla zdrowia obywateli bądź środowiska, może ich zakazać. Na razie z tej możliwości skorzystało sześć krajów: Niemcy, Francja, Grecja, Luksemburg, Austria i Węgry (w ubiegłym miesiącu).
W Polsce resorty środowiska i rolnictwa rozważają możliwość wystąpienia do Komisji Europejskiej z wnioskiem o zakaz. - Prace nad wnioskiem trwają - poinformowało Ministerstwo Środowiska w czwartek. Nie wiadomo, kiedy prace się zakończą.
- Mamy nadzieję, że w Polsce zakaz wejdzie jak najszybciej - mówi "Gazecie" Maciej Muskat, koordynator kampanii Greenpeace w Polsce. Greenpeace już dwukrotnie demonstrował w Warszawie, domagając się wprowadzenia zakazu. Ostatnio - tydzień temu, przed kancelarią premiera.
Organizacja zwraca uwagę, że na razie nie mamy nawet ustawy, która regulowałaby warunki upraw GMO w Polsce (tzw. ustawy o koegzystencji).
- Jeżeli rząd chce dopuścić do upraw GMO w Polsce, to musimy mieć prawo, które dokładnie reguluje warunki takich upraw. Jeżeli jej nie będzie, będzie to znaczyło, że każdy może uprawiać np. kukurydzę MON 810, nie patrząc na to, czy np. jego sąsiad rolnik ma gospodarstwo ekologiczne i nie chce, żeby jego uprawy sąsiadowały z genetycznie modyfikowanymi - tłumaczy Muskat.
Kto się boi genów
Geny w żywności budzą wielkie emocje nie tylko z powodów etycznych. Unia Europejska jest praktycznie zamknięta dla produktów GMO. Amerykanie mówią, że to oznacza straty dla lobby rolnego i producentów nasion roślin genetycznie modyfikowanych (m.in. Monsanto).
- One idą w setki miliardów dolarów rocznie - skarżą się USA. Za niedopuszczenie produktów genetycznie modyfikowanych na rynek UE Waszyngton pozwał Brukselę na forum Światowej Organizacji Handlu.
Ale Europejczycy wcale nie palą się do zakupów "ulepszonej" żywności. W ubiegłym roku aktywiści Greenpeace dokładnie przeszukali europejskie sklepy w poszukiwaniu produktów, które zawierają genetycznie zmodyfikowane składniki. Znaleźli ich tylko 77.
Jak jest w Polsce? - Nie ma na razie żadnych upraw komercyjnych, ale pojawiają się już pierwsze produkty z zawartością genetycznie modyfikowanych substancji - mówi "Gazecie" Maciej Muskat. To np. oleje roślinne. Na ich opakowaniu jest adnotacja, która informuje o zawartości GMO.
Potwierdza to resort środowiska. - Kukurydza MON 810 jest użytkowana w Polsce od 2002 r. Wprowadzenie do obrotu w Polsce dotyczy importu ziarna i zastosowania go do przetwarzania na cele paszowe, spożywcze i przemysłowe - przyznaje resort.