Starsi ludzie pamiętają takie nazwisko – Miczurin. Radziecki naukowiec, pupil Stalina, dokonywał rozmaitych wynalazków genetycznych, często do niczego nie przydatnych, a wszyscy wokół musieli te wynalazki wychwalać pod niebiosa, jako wielkie dzieła nauki Związku Radzieckiego. Przypomniała mi się ta postać przy okazji rozpoczynającej się właśnie w Europarlamencie batalii o GMO, czyli organizmy genetycznie modyfikowane. Do Komisji Rolnictwa wpłynął projekt rezolucji, przygotowany przez fińskiego liberała posła Virankoski, w którym to projekcie zawarte jest wezwanie, aby Unia Europejska otworzyła nie tylko drzwi, ale całe wrota na wszelkie wynalazki genetyczne, w tym szczególnie na uprawy roślin genetycznie modyfikowanych. W projekcie roi się od pochwał i zachwytu nad osiągnięciami współczesnej biotechnologii. Podobnie kiedyś sławiono Miczurina.
GMO rozpowszechniła się w minionych latach na świecie, najbardziej w USA, Argentynie i w Chinach. Główną rośliną uprawianą w ramach genetycznych modyfikacji jest soja i kukurydza, a ostatnio także rzepak. Na świecie plantacje roślin GMO zajmują ponad 80 milionów hektarów. Obecnie amerykańskie koncerny biotechnologiczne podejmują wielką akcję, aby wejść ze swoimi transgenicznymi roślinami na pola europejskie. W Europie upraw GMO jest na razie niewiele, szacuje się je na około 100 tysięcy ha. Procedura dopuszczania ich uprawy jest skomplikowana. To przeszkadza koncernom biotechnologicznym w ich ekspansji, dlatego podejmują teraz akcję mającą na celu zmianę prawa europejskiego, ułatwiającą rozpowszechnianie GMO.
W Europie silny jest jednak ruch sprzeciwu wobec GMO. Najbardziej widoczny jest on w regionach. Już około 200 regionów europejskich wyraziło wolę pozostania strefami wolnymi od GMO. W czołówce tego ruchu jest Polska, w ostatnich latach wszystkie sejmiki wojewódzkie podjęły uchwały, wyrażające wolę pozostania strefami wolnymi od GMO. Podobnie postąpiły wszystkie regiony w Austrii i Grecji, w innych krajach członkowskich UE takie uchwały podjęły niektóre regiony. Na rzecz zakazu GMO aktywnie działają organizacje pozarządowe.
W mijającym roku w Parlamencie Europejskim podjęliśmy ważną inicjatywę przeciw GMO, był to projekt deklaracji pisemnej, autorstwa czworga posłów, pani Caroline Lucas z Wielkiej Brytanii, pana Gklavakisa z Grecji, pana Bermana z Holandii i niżej podpisanego Janusza Wojciechowskiego, rzecz jasna z Polski. W deklaracji tej zawarty był postulat takiej zmiany prawa europejskiego, żeby każdy kraj członkowski i każdy region mógł skutecznie zabronić upraw GMO na swoim terenie. Obecne prawo unijne wyklucza taki zakaz, jako sprzeczny z zasadami wolnego rynku. Inny postulat zawarty w tej deklaracji dotyczył zakazu wprowadzania patentów na żywe organizmy, albowiem organizmy GMO podlegają obecnie ochronie patentowej i rolnicy uprawiający takie rośliny zostają uzależnieni ekonomicznie od firm posiadających patenty. Po trzymiesięcznej kampanii w Parlamencie, wspieranej przez organizacje pozarządowe z różnych krajów Europy, udało się zebrać podpisy 208 posłów. To dużo, ale równocześnie zbyt mało, aby rezolucja stałą się oficjalnym stanowiskiem Parlamentu. Lobby zwolenników GMO okazało się silne. Obecnie to samo lobby podejmuje kontratak, zmierzający do pełnej wolności dla wprowadzania organizmów genetycznie modyfikowanych. Wszystko to pod hasłami wolności wyboru, wolnego rynku i postępu naukowego w rolnictwie.
Ekspansja GMO jest niebezpieczna. Wielu naukowców ostrzega, że nie są w pełni zbadane skutki tych organizmów dla zdrowia ludzkiego, wskazuje się na groźne konsekwencje dla środowiska. Istnieje groźba, że proces modyfikacji wymknie się spod kontroli, że może dojść do ogromnego skażenia plantacji naturalnych. Dlatego w podejściu do GMO potrzebna jest daleko idąca ostrożność
Z polskiego punktu widzenia zagrożenie GMO ma jeszcze jeden istotny aspekt, społeczno ekonomiczny. Polska jest w Europie wyjątkiem, jako kraj małych gospodarstw rodzinnych, produkujących tradycyjnymi metodami dobrą i zdrową żywność, To jest nasz wielki atut i nasza szansa, w Europie i nie tylko w Europie. Jeśli na nasze pola wejdą plantacje GMO, ten pozytywny wizerunek polskiego rolnictwa zostanie zaprzepaszczony. Dlatego Polska powinna się wszelkimi siłami bronić przed inwazją GMO. To się zresztą dzieje, ostatnio w ustawach o nasiennictwie i o paszach przyjęte zostały przepisy ograniczające dostęp GMO, co spowodowało już zresztą interwencje Komisji Europejskiej.
Najbliższe miesiące w Parlamencie Europejskim okażą się decydujące. Jeśli Parlament przyjmie tak otwartą dla GMO rezolucję, jaką przygotował poseł Virankoski, to nic już nie zatrzyma inwazji firm biotechnologicznych na Europę, w tym zapewne i na Polskę. Mam jednak nadzieję, że sprzeciw wobec tej inwazji też zostanie usłyszany i Parlament przyjmie stanowisko, które uwzględni głos tych ludzi, którzy słusznie obawiają się skutków nauki polegającej na poprawianiu Pana Boga.