Wiosna za pasem a opolskich składach rolnych brakuje mocznika, saletrzaku i saletry amonowej.
Krucho z nawozami jest od jesieni ubiegłego roku, choć w detalu ich ceny
osiągają wysoki poziom (saletra od 680 do 690 zł za tonę). Polscy rolnicy
zużywają rocznie około 2,7 mln ton nawozów. W tym sezonie bez kłopotu
sprzedałoby się ich o 10-20 procent więcej, gdyby były do
kupienia.
Kłopoty z zaopatrzeniem potwierdza Karina Rock z prószkowskiego
"Chempestu". Zakłady Chemiczne w Policach, u których się zaopatruje, od
dłuższego czasu limitują jej dostawy:
- Na 32 punkty, które prowadzę,
miałam zaledwie sześć dostaw. W marcu sprzedałam 96 ton saletry amonowej, a
poszłoby jej - mimo wysokiej ceny - dwa razy więcej. Aż serce się ściska, gdy
muszę odmówić rolnikom - mówi.
Jerzy Majchrzak, szef kędzierzyńskich "Azotów", wymienia kilka przyczyn. Pierwsza to mniejsze o około 15-20 procent dostawy nawozów ze Wschodu. Zamiast do Polski powędrowały one na rynki amerykańskie. Z kolei nasi krajowi producenci wykorzystali wysoki kurs euro i dobre ceny na nawozy (o 10-20 procent wyższe niż wcześniej), by sprzedawać je w Europie Zachodniej. Na dodatek ta korzystna koniunktura na zachodnich rynkach wystąpiła w trzecim kwartale ubiegłego roku, gdy u nas sprzedaż prawie zamiera.
- Ubiegły rok był dla rolnictwa lepszy pod względem cen uzyskiwanych za zboże, w związku z tym rolnicy postanowili teraz więcej zainwestować w nawozy - uważa prezes Majchrzak. - Jest też czynnik psychologiczny - wiele osób stara się kupić je na zapas, bo przypuszcza, że po pierwszym maja 2004 może już być drożej.
Oprócz kędzierzyńskich "Azotów" krajowymi producentami nawozów są zakłady w Tarnowie, Puławach, Włocławku i Policach. Z raportów, które fabryki chemiczne przesłały do resortu przemysłu, wynika, że każda z nich wyprodukowała na kraj nawozów więcej niż w poprzednich latach.
- W takim segmencie obowiązują umowy wieloletnie. Nie ma więc możliwości,
by z dnia na dzień radykalnie podwyższyć produkcję - mówi Jerzy Majchrzak. -
Zwłaszcza że nasze moce są niemal w pełni wykorzystane. Jeśli zapotrzebowanie
na nawozy będzie miało tendencję trwałą, pomyślimy o zwiększeniu dostaw. Ale nie
sądzę, by tak było.
Na rolniczych giełdach internetowych pojawiły się
już propozycje sprzedaży nawozów z Ukrainy. Wszystkie jednak zawierają
adnotację, że towar trzeba odebrać własnym transportem. A to już się nie
opłaca.
Piotr Nowicki z nyskiej firmy "Agra-Nowa" o kłopotach z zaopatrzeniem słyszał, ale twierdzi, że nie dotyczą one jego hurtowni. - Stajemy na głowie, by nawozy były - zapewnia. - Pięć, dziesięć ton nawozów możemy rolnikom sprzedać od ręki.