Coraz głośniej w naszym kraju mówi się o mającej rozpocząć się 16 kwietnia br. kontroli mleczarni, przeprowadzanej przez specjalistów z Unii Europejskiej.
Najprawdopodobniej inspekcja będzie miała na celu stwierdzenie, czy wyniki polskiej kontroli weterynaryjnej, przeprowadzającej kategoryzację polskich zakładów, są zgodne ze stanem rzeczywistym. Oprócz tego, jej zadaniem będzie sprawdzenie, czy zaproponowane przez zakłady plany modernizacji, które mają przystosować mleczarnie do wymogów unijnych, są wiarygodne.
Wiele polskich zakładów obawia się tej kontroli. Tym bardziej, że tak do końca nikt nie wie, w jaki sposób będzie ona przebiegać, ile zakładów zostanie nią objętych oraz jak długo potrwa. Prawdopodobnie zostaną jej poddane przede wszystkim zakłady, którym powiatowi lekarze weterynarii przyznali kategorię B1 i B2. Mleczarze podejrzewają, że Bruksela będzie starała się doprowadzić do zamknięcia jak największej liczby zakładów, zwłaszcza tych z grupy B2 (zakłady starające się o okres przejściowy do końca 2007 r.). Swoje obawy opierają na doświadczeniach węgierskich, gdzie okres przejściowy został przyznany jedynie niewielkiej liczbie starających się zakładów.
Mleczarze obawiają się, że jeśli w naszym kraju skutki kontroli będą analogiczne jak na Węgrzech, to wiele spośród 129 zakładów starających się o okres przejściowy będzie musiało zostać zlikwidowanych, a ich pracownicy dołączą do grona bezrobotnych. Taka perspektywa jest szczególnie niepokojąca dla niewielkich spółdzielni, przerabiających 10-20 tys. litrów mleka, które często są jedynymi zakładami w gminie zapewniającymi miejsca pracy. Polscy przetwórcy dopuszczają się nawet stwierdzeń, że doprowadzenie do zamknięcia wielu krajowych zakładów ma na celu udowodnienie Polsce, że zaproponowana przez Komisję Europejską wysokość krajowej kwoty mlecznej jest adekwatna do możliwości produkcyjnych naszego kraju.
Jak będzie naprawdę, przekonamy się już wkrótce.