Rosnący popyt na mleko i jego przetwory na światowym rynku będzie miał daleko idące konsekwencje nie tylko dla polskich mleczarni, ale także dla rodzimych producentów mleka oraz konsumentów. Po trwającej już od roku ogólnoświatowej koniunkturze na rynku mleka można być pewnym, że polskie mleczarstwo oraz krajowy rynek mleka nie będą takie same, jak wcześniej. Gwałtownie wzrosły ceny surowca, a wraz z nimi oczekiwania płacowe producentów mleka. Niespodziewana koniunktura wpłynęła także na kondycję finansową mleczarni, część z nich skorzystała na rosnącym eksporcie mleka w proszku, serwatki oraz masła.
Inne musiały walczyć z problemami, które wywołały wysokie ceny surowca. Wzrost cen dotknął także przeciętnego Kowalskiego, który musi dzisiaj zapłacić dużo więcej za ser czy masło niż pięć miesięcy temu. Obecna sytuacja nie pozostała też bez wpływu na konsolidację mleczarni w Polsce.
Część zakładów może się cieszyć, bo korzysta na eksporcie mleka, serwatki czy masła, ale wielu prezesów spółdzielni klnie pod nosem na spowodowany koniunkturą wzrost cen surowca. Wiele krajowych mleczarni, produkujących np. sery, cierpi z powodu wysokich cen lub niedoboru mleka wykupywanego przez eksporterów. - Rosnący eksport napędza wzrost cen surowca, co może wpędzić w problemy te zakłady, które bezpośrednio nie korzystają z obecnej sytuacji, czyli nie wytwarzają mleka w proszku, masła czy mleka - mówi Elżbieta Nitecka, dyrektor Biura Zarządu Związku Prywatnych Przetwórców Mleka. - Aby produkować, muszą one odkupywać coraz droższy surowiec od innych zakładów. Dotyczy to szczególnie tych firm, które mają słabo rozwiniętą bazę skupową, ponieważ gwałtownego wzrostu cen surowca nie są w stanie zrekompensować podwyżki cen produktów gotowych.
Może to małe pocieszenie, ale obecna sytuacja ma też swoje dobre strony dla zakładów, które nie korzystają na hossie. - W przypadku dekoniunktury producenci wyrobów bardziej przetworzonych po prostu nie odczują wahań na rynku - mówi Jan Dąbrowski, prezes OSM Łowicz.
Na wysokie ceny surowca narzekają nie tylko zakłady, które nie mogą skorzystać na obecnej mlecznej hossie, ale także mleczarnie eksportujące spore ilości przetworów mleczarskich. - To, co zarabiamy na rynkach zewnętrznych korzystając z przy- rostu cen, wkładamy z powrotem w nasz rodzimy rynek - skarży się Waldemar Broś, wiceprezes Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich (KZSM). - Gdybyśmy takie same ceny zaproponowali na rynku wewnętrznym, natychmiast stracilibyśmy konsumenta.
Poza tym inna jest sytuacja firm, które sprzedają za granicę, a inna operujących jedynie na rynku polskim. - Mleczarnie muszą ze względu na obecną sytuację podnosić ceny i drożej sprzedawać swoje produkty, a z drugiej strony, muszą więcej zapłacić rolnikom za surowiec - narzeka Henryk Bendziński, prezes OSM Kościan.
Obecna sytuacja na rynku ma dalsze konsekwencje. - Koniunktura i idący za nią wzrost cen może wpłynąć na spadek spożycia produktów mlecznych, to zagrożenie dla naszego rynku wewnętrznego. Należy dodać, że spożycie mleka w Polsce nie wzrasta - mówi Elżbieta Nitecka. Według danych KZSM, wzrost cen produktów wychodzących z zakładów i dostarczanych bezpośrednio do sklepów jest na poziomie 10-15 proc., a w galanterii, czyli jogurtach i deserach, nie przekracza 10 proc., zaś w przypadku mleka spożywczego - 4,5 proc. Za mleko jak za zboże Największymi beneficjantami obecnej koniunktury są nie mleczarnie, ale producenci mleka. Powód to wysokie ceny surowca, które rosną wraz z zapotrzebowaniem i zaostrzającą się walką zakładów o mleko. - Obecna sytuacja bardzo mocno rozbudziła oczekiwania dostawców na wzrost cen mleka w skupie. Efektem mogą być problemy wielu zakładów, których nie będzie stać na drogi surowiec - mówi Andrzej Soroka, prezes zarządu Grupy Polmlek.
Potwierdzają to inni przetwórcy. - Mamy większe zdolności produkcyjne niż zdolności skupowe, co powoduje, że musimy surowiec kupować z zewnątrz. Kupienie mleka po 1,6 zł, później zrobienie z tego sera, dopełniając to serwatką w proszku, powoduje, że trudno na tym zarobić. Taki ser musiałby kosztować w hurcie ok. 20 zł - mówi Jerzy Pyza, prezes SM Ryki.
Producenci są największymi beneficjentami wzrostu cen, więc to oni odczują najbardziej ich spadek. - Można się spodziewać dużego niezadowolenia rolników, gdy na rynek zawita dekoniunktura - podsumowuje Jan Dąbrowski.
Koszty surowca rosną na całym świecie, na szczęście w naszym kraju nie są one najwyższe i plasują Polskę gdzieś w środku stawki krajów Europy. Według KZSM, średnia cena wyliczona za osiem miesięcy 2007 r. wynosi 99 zł za 100 litrów mleka, czyli ok. 1 zł za litr mleka. Jest to więc niewiele, bo ok. 23 euro - w porównaniu np. z Cyprem, gdzie płaci się ok. 40 euro; we Włoszech czy Hiszpanii w pierwszym półroczu br. płacono 31 euro, a w Wielkiej Brytanii i Francji ok. 26 euro za 100 litrów.
Na koniec tego roku przedstawiciele KZSM spodziewają się średniego przyrostu cen o ok. 9-11 proc. w stosunku do roku ubiegłego. Wzrost cen surowca oznacza wzrost cen produktów na półkach sklepów. Według prognoz branżowych, w tym roku może on sięgnąć ok. 20 proc., przy czym obecnie ten poziom jest trochę niższy, a w niektórych kategoriach, takich jak galanteria czy mleko, poniżej 10 proc., na koniec roku może jednak sięgnąć wspomnianego progu.
Eksport na wysokich obrotach
Dzisiaj eksportem zajmuje się ok. 30 mleczarni - na ponad 200 firm tej branży. Dziesięć największych wysyła za granicę prawie 80 proc. produkcji. Wśród nich są Mlekovita, Mlekpol, Spomlek oraz takie serownie, jak Mońki i Ryki. Eksport jest ogromną szansą dla polskiego mleczarstwa, w tym roku za granicę wyjedzie prawie 40 proc. jego produkcji. - Gdybyśmy nie eksportowali, sytuacja na krajowym rynku byłaby zupełnie inna. Inne byłyby ceny skupu i zyski rolników, inne ceny produktów gotowych na rynku wewnętrznym, gorsza byłaby także sytuacja finansowa samych producentów, co spowodowałoby stagnację na rynku. A mleczarnie nie rozwijałyby się w takim tempie, jak dzisiaj - mówi Waldemar Broś.
To właśnie eksport utrzymuje branżę mleczarską w Polsce w dobrej kondycji. Pomimo wysokich cen surowca, sytuacja wygląda o wiele lepiej niż latem i jesienią 2006 roku, kiedy obserwowaliśmy spadek tempa eksportu produktów mleczarskich. - W latach 2004-05 eksport rósł w bardzo szybkim tempie, zaś w 2006 r. zwolnił do 3 proc. w porównaniu z latami poprzednimi - wyjaśnia Sławomir Stepulak. - Nie była to, moim zdaniem, żadna tragedia, a zwykła stabilizacja rynku, który nie może rosnąć tak szybko w nieskończoność.
Dane za siedem miesięcy 2007 r. wskazują, że tempo wzrostu wartości eksportu w przeliczeniu na euro wyniosło 26 proc., co jest według specjalistów bardzo przyzwoitym wynikiem. Jednocześnie w tym samym czasie do krajów UE trafiło 76 proc. wartości polskiego eksportu mleka i przetworów mleczarskich. Rok wcześniej było to 83 proc. - Moim zdaniem, spadek eksportu do państw Wspólnoty to dobra tendencja, ponieważ po akcesji zbyt mocno uzależniliśmy się od tego rynku, który jest co prawda bardzo lukratywny, ale jednocześnie bardzo mocno nasycony - mówi Sławomir Stepulak.
Waldemar Broś z KZSM widzi pozytywne zmiany w strukturze polskiego eksportu. - Jeszcze kilka lat temu głównym produktem eksportowym polskich mleczarni były tak zwane półsurowce, czyli mleko i serwatka w proszku. Dzisiaj doskonale rozwija się eksport przetworów o najwyższej wartości dodanej, czyli serów, masła, jogurtów - argumentuje Broś. Polskie firmy mają kilka atutów, dzięki którym są w stanie czerpać zyski z eksportu do krajów Europy Zachodniej. - Na tle producentów z dawnej unijnej Piętnastki ciągle jeszcze jesteśmy konkurencyjni pod względem cen surowca, kosztów pracy, ziemi, a także energii. Jednak ta różnica ciągle się zmniejsza, więc mleczarze powinni pracować nad zwiększeniem efektywności swoich zakładów i wydajnością pracowników - mówi Dariusz Sapiński.
Wschód kusi mleczarzy
Polskie mleczarnie powinny dywersyfikować kierunki eksportu, poszerzać swoją obecność na rynkach krajów trzecich lub próbować odzyskać rynki utracone albo takie, z których zostaliśmy wypchnięci.
Mleczarze zdobywają coraz większe udziały w coraz bardziej obiecujących rynkach azjatyckich, takich jak np. Chiny. - Od trzech lat pracujemy nad tym rynkiem systematycznie poszerzając w nim swoje udziały, a co za tym idzie, rośnie nasz eksport - tłumaczy wiceprezes KZSM. - W tym roku wyeksportowaliśmy do Chin duże ilości serwatki w proszku, wchodzimy tam z serami dojrzewającymi. Rynek chiński będzie się rozwijał, bo Chińczycy zaczęli jeść przetwory mleczne w dużych ilościach.
Duże nadzieje polska branża mleczarska wiąże z eksportem do krajów arabskich, gdzie już od dłuższego czasu jesteśmy z mlekiem w proszku, serwatką i serami, ale musimy pracować nad poszerzaniem oferty. W lipcu wyeksportowaliśmy do Algierii mleko w proszku na kwotę 20 mln euro i był to drugi po Niemczech partner handlowy Polski w tym czasie. Ważnym rynkiem dla rodzimych produktów mleczarskich są także kraje należące do WNP. Kiedyś udział eksportu na tamten rynek sięgał 20 proc., a w serach nawet 30 proc. Obecnie nadal jesteśmy tam obecni, jednak nie na taką skalę, jak jeszcze kilka lat temu; obecnie jest to ok. 6 proc. całego eksportu. Wyjątkiem jest masło, bo aż 30 proc. eksportu tego produktu trafia na rynek Federacji Rosyjskiej. - Moim marzeniem jest, by na rynek rosyjski trafiało ok. 30 proc. eksportu polskich serów - mówi wiceprezes KZSM. - Musimy także popracować nad rynkami ukraińskim i białoruskim, które są dla nas szczególnie ważne ze względu na bliskość oraz koszty.
Konkurować wydajnością
Niepokojącym zjawiskiem jest wzrost importu produktów mleczarskich do Polski. - Ten trend będzie się nasilać, chociażby ze względu na mocnego złotego, który będzie się według specjalistów umacniać jeszcze bardziej - wyjaśnia Sławomir Stepulak.
Myśląc o nowych rynkach, polscy mleczarze nie powinni zapominać, że 60 proc. ich produkcji trafia na rynek krajowy. Wielu specjalistów uważa, że rodzimi przetwórcy zaniedbali rynek wewnętrzny, w którym tkwią jeszcze ogromne rezerwy.
Polska jest jednym z największych europejskich graczy na rynku mleka. Obecnie przerabiamy go ponad 10 mld litrów. Jednak dotychczas byliśmy postrzegani jako kraj taniego mleka i półsurowców dla europejskiego i światowego przemysłu. To oczywiście dawało pewną przewagę na rynku, nie pozwalało jednak wykorzystać możliwości, które niesie sprzedaż produktów wysoko przetworzonych. Najwięksi polscy producenci chcą zdobywać nowe rynki zbytu. Potrzebne są do tego duże nakłady na budowę marki i marketing, a taką siłę mają tylko duże, skonsolidowane podmioty.
7873316
1