Jabłonowski "Agrocomex" i Spółdzielnia Mleczarska w Lubawie jeszcze nie spełniły wszystkich wymogów stawianych przez Unię Europejską. Natomiast rypiński "ROTR" od kilku lat eksportuje na rynek unijny.
Przypomnijmy, przedstawiciele branży spożywczej - w tym mlecznej - do 30 kwietnia przyszłego roku mają czas, żeby spełnić wszystkie wymogi unijne. Potem będą okresy przejściowe dla tych mleczarń, które nie zdążą.
Jeśli po upływie tego czasu mleczarnia nie zdobędzie wszystkich wymaganych certyfikatów, nie spełni norm weterynaryjno-sanitarnych, produkcja będzie zamknięta.
Oprócz tego, że nie będzie można kupić ulubionych jogurtów, serków i twarożków produkowanych przez rodzime przedsiębiorstwa, sprawa ma również inny wymiar. Jeżeli mleczarnie zostaną zamknięte, to gdzie odstawiać mleko będą rolnicy?
– Warunki stawiane przez Unię mają wysoki pułap – twierdzi Zdzisław Szczech, szef "Agrocomex". – Wdrażamy programy restrukturyzacyjne. Planujemy, że w pierwszym kwartale przyszłego roku będziemy mogli eksportować towary na rynki unijne. Nawet jeśli nie zdążymy wdrożyć wszystkiego, to są jeszcze okresy przejściowe i programy pomocowe.
– Nie ma powodów do paniki – uspokaja dyrektor z Jabłonowa. Podobnego zdania jest prezes Spółdzielni Mleczarskiej w Lubawie, gdzie mleko odstawia większość rolników powiatu nowomiejskiego. – Cała nasza filozofia oparta jest na tym, że na pewno zdołamy się dostosować. Dużo już zrobiliśmy, jeszcze trochę przed nami. Jednak na pewno nasze produkty nie znikną ze sklepowych półek – zapewnia Ludwik Górski, prezes. Tak jak wszystkie zakłady, również Spółdzielnia, pompuje pieniądze w nowe technologie. To m.in. ma sprawić, że kontrolerzy spojrzą łaskawym okiem.
Bez nerwów jest w rypińskim "ROTR". – Zakład spełnia wszystkie wymagania. Już od kilku lat eksportujemy na rynek unijny – zapewnia Mariusz Trojakowski, prezes. Oni nie boją się 30 kwietnia.