Bracia Roman z Miłomłyna mają razem prawie trzysta krów, chociaż każdy pracuje na własny rachunek. Prześcigają się w produkcji mleka już od wielu lat.
- U nas w grę wchodzi tylko zdrowa konkurencja - mówi pan Jan. - Nie ma mowy o współzawodnictwie, czy zawiści, chociaż zajmujemy się tą samą branżą. - Wymieniamy doświadczenia i spostrzeżenia, pomagamy sobie - wtrąca pan Ryszard.
O wyborze rodzaju hodowli zdecydowała tradycja rodzinna. Zarówno ojciec jak i dziadek zajmowali się hodowlą bydła. Tak więc bracia wychowywali się w mlecznym gospodarstwie. - Złapałem bakcyla podobnie jak reszta rodzeństwa - dodaje pan Jan.
- Nie zdecydowałbym się na inny rodzaj produkcji. Nie wyobrażam sobie hodować np. trzody chlewnej - mówi pan Wiesław.
Jan Roman ma 86 sztuk bydła. Średnia wydajność od jednej krowy to ponad 7 tysięcy litrów rocznie. - To taka średnia holenderska.
Pozostali bracia osiągnęli podobną wydajność. Mimo że wszyscy należą do czołówki największych producentów mleka w regionie, żaden nigdy nie wystawiał zwierząt na wystawach, ani nie brał udziału w konkursach. - Wolimy pozostać w cieniu innych dużych hodowców z regionu - decyduje pan Jan.
Bez kokosów, ale z sentymentem
Jak twierdzi Wiesław
Roman, produkcja mleka kokosów nie przynosi, ale nie przynosi strat. -
Myślę, że z czasem będzie bardziej opłacalna. Wierzę w Unię i jestem pewny,
że rolnikom będzie się żyło lepiej.
- Co prawda jestem najmniejszym rolnikiem wśród braci, bo mam tylko trzydzieści krów, na dodatek moja obora czeka na modernizację, jednak nie patrzę z zawiścią na rodzeństwo - mówi pan Ryszard. - Oni inwestycje mają za sobą, na mnie dopiero czekają.
A następne pokolenie? Czy tak samo przejmą schedę po rodzicach i zajmą się
produkcją mleka?
- Jest jeszcze za wcześnie. Nasze dzieci są za młode,
na razie się nie zdecydowały - mówi pan Wiesław.
- Zresztą, jeśli hodowla krów przestanie być dochodowa, to lepiej jak zajmą się czymś bardziej opłacalnym - dodaje pan Jan.