Nadleśnictwa mają problem z grzybiarzami, którzy zarabiają na zbieraniu runa leśnego. Zgodnie z prawem powinni oni zawierać z gospodarzami lasu stosowne umowy i dzielić się zyskami. Przepis jest jednak tylko martwym zapisem. Nadleśnictwa Goleniów i Wałcz, których lasy są mekką dla grzybiarzy, nie podpisały jeszcze ani jednej takiej umowy.
Zasady korzystania z naturalnych bogactw lasu szczegółowo precyzuje Ustawa o lasach z 1991 roku. Mówi się w niej m.in. o tym, że grzybów nie można zbierać na poligonach wojskowych, w ostojach zwierzyny, rezerwatach przyrody, parkach narodowych i młodnikach, w których wysokość drzew nie przekracza 4 metrów. W ustawie zapisano także, że z obowiązku podpisywania umowy z nadleśnictwami zwolnieni są tylko ci, którzy zbierają płody runa leśnego na własne potrzeby (art. 27). Czy to oznacza, że osoby sprzedające grzyby przy drogach łamią prawo? Zdaniem leśników, sprawa nie jest taka prosta.
Ustawa jasno nie precyzuje, czy grzyby zbierane na własne potrzeby to także te, które są sprzedawane przy drogach. Nie ma jednak wątpliwości, że takie umowy powinny być zawierane z osobami, które odstawiają grzyby do punktów skupu. Wówczas mamy bowiem do czynienia ze zbieraniem runa na skalę przemysłową mówi Andrzej Modrzejewski, dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Szczecinku.
Jak się jednak okazuje, nadleśnictwa w Zachodniopomorskiem praktycznie nie zawierają umów z grzybiarzami. - Nie podpisaliśmy jeszcze ani jednego takiego dokumentu, mimo że ustawa obowiązuje już ładnych parę lat. Nie słyszałem też, by inne nadleśnictwa w regionie miały takie umowy - mówi Leszek Budkowski, zastępca nadleśniczego w Nadleśnictwie Goleniów.
Potwierdza to także Tomasz Partyka, nadleśniczy z Wałcza. Jego zdaniem egzekwowanie wspomnianych przepisów jest praktycznie niemożliwe. - Od ścigania sprzedawców jest inspekcja handlowa. Leśnicy mają sporo innych zadań. Musieliby rzucić wszystko i zająć się sprawdzaniem każdego grzybiarza. Co innego, gdyby to skupy miały obowiązek zawierania z nami umowy i dzielenia się zyskami - dodaje nadleśniczy T. Partyka.