U zarania powstania wspólnot gospodarczych Europy Zachodniej - a było to ponad 40 lat temu - pojawiła się idea zapewnienia społeczeństwom wystarczającej ilości żywności. Dlatego zaczęto dotować produkcję rolną. Po kilkudziesięciu latach okazało się jednak, że żywności jest za dużo.
Powstawały ogromne jej nadwyżki, co często prowadziło do niszczenia
farmerskiej produkcji. W roku 1984 wprowadzono kwoty produkcyjne. Dziś większość
sektorów rolnictwa podlega limitowaniu. Dotyczy to także produkcji mleka.
Niewątpliwym plusem kwotowania produkcji mleka jest stabilizacja i
bezpieczeństwo socjalne farmerów, którzy otrzymują dopłaty z Brukseli. Rolnicy z
krajów Unii Europejskiej wiedzą, ile mleka mogą wyprodukować i jaka będzie jego
cena, bo jest ona ustalana odgórnie. Mają też zapewniony zbyt na swoje produkty.
Mogą więc wcześniej obliczyć zyski i zdecydować, ile pieniędzy wydać na własne
potrzeby, a ile - po zapłaceniu podatków -przeznaczyć na inwestycje.
Limitowanie produkcji ma też swoje minusy. Może być poważną przeszkodą w zakładaniu nowych gospodarstw. Młody farmer, nie dość, że musi wydać pieniądze na budowę obory i zakup sprzętu, to musi jeszcze odkupić lub wydzierżawić kwoty mleczne od innego farmera. Wprawdzie istnieją rezerwy, z których przyznawane są kwoty młodym rolnikom, ale są one niewielkie. Często kupienie kwot, kosztuje więcej niż samo założenie gospodarstwa.
Innym problemem są kary nakładane na tych farmerów, którzy wyprodukują mleka więcej niż przyznano im limitów. Często dochodzi wtedy do protestów. Na przykład, włoscy producenci mleka nierzadko organizują traktorowe "najazdy" na Brukselę, bo twierdzą, że ścisłe limity, które przyznała im Komisja Europejska są niesprawiedliwe. Za przekraczanie limitów produkcji mleka unijni farmerzy muszą płacić kary, niekiedy po kilka, a na nawet kilkanaście tysięcy dolarów.