Gdyby chcieć skwitować to co się dzieje w mleczarstwie krótkim powiedzeniem, to brzmiałoby ono tak: "nie jest dobrze panie bobrze". Dlaczego? Wystarczy porównać się z naszymi sąsiadami. W Polsce mamy 231 mleczarni, które zatrudniają prawie 40 tys. pracowników. W Niemczech w 230 zakładach pracują 32 tys. mleczarzy. U sąsiadów zza Odry w statystycznej mleczarni przerabia się 835 tys. kg na 1 zatrudnionego u nas - 222 tys. kg. Odpowiednio wartość sprzedaży - u nich 652 tys. euro w przeliczeniu na 1 pracownika a u nas niecałe 122 tys. euro.
Co z powyższego wynika? Tu środowisko mleczarzy jest niemal zgodne - wynika konieczność koncentrowania produkcji, czyli tzw. konsolidacji zakładów - łączenia się małych z dużymi. Niestety spółdzielnie niechętnie się łączą, bo ich zarządy a i rady nadzorcze liczą każdy rok i niemalże każdy miesiąc, kiedy mogą pobierać wysokie pensje i diety za uczestnictwo w każdym posiedzeniu organów statutowych. Kto na tym cierpi najbardziej? Niestety rolnicy - dostawcy mleka, bo w założeniu "ich spółdzielnie", gdy są małe i rozproszone nie mają wystarczającej siły przebicia i mocnych argumentów w negocjacjach warunków dostaw z odbiorcami produktów - artykułów mleczarskich, czyli w pierwszej kolejności z organizacjami sieciowymi - hipermarketami i sklepami dyskontowymi a także hurtowniami, które "połykają" cały "zysk" nie tylko mleczarni, ale i producentów mleka - hodowców krów.