Dopłaty są, a eksportu jak nie było tak nie ma. Polskie zakłady mleczarskie skarżą się, że poziom wynegocjowanych subwencji na sprzedaż towarów poza Unię Europejską jest zbyt mały. I mimo najszczerszych chęci, przebicie się na zagranicznych rynkach jest w tej chwili prawie niemożliwe. Powodem jest silna konkurencja.
Pod koniec stycznia Bruksela zdecydowała się przywrócić dopłaty do eksportu na niektóre produkty mleczarskie. I tak, na 17 euro do 100 kilogramów mleka w proszku, mogą liczyć handlowcy eksportujący ten surowiec poza granicę Unii. Subsydiami objęto także masło i sery. Tu poziom dopłat waha się od 19 nawet do 45 euro za 100 kilogramów. Problem w tym, że dla mleczarni to za mało.
Antoni Żdanuk – prezes SM w Łapach: reakcja powiedzmy USA, Nowej Zelandii była bardzo szybka. Podwojono te dopłaty. W dalszym ciągu jesteśmy niekonkurencyjni cenowo na rynku mleka jeśli chodzi o kraje poza unijne.
Mleczarze liczą, że jeśli nie poza unijne rynki, to może wspólnotowy pomoże uniknąć poważnego kryzysu. Tym bardziej, że 80% sprzedawanych za granicę produktów wciąż trafia do państw należących do Unii Europejskiej.
Edmund Borawski – prezes SM Mlekpol w Grajewie: jeżeli z rynku unijnego zostaną wywiezione nadwyżki, to troszkę luźniej zrobi się nam wszystkim.
Opinię tę podziela także agencja rynku rolnego, która przypomina, że podobny mechanizm pozwolił na wznowienie handlu wieprzowiną.
Władysław Łukasik, prezes ARR: w nieodległej przeszłości uruchomiono też na wniosek Polski dopłat do eksportu mięsa wieprzowego. Pozwoliło na zdjęcie z rynku w krótkim czasie 80 tysięcy ton mięsa wieprzowego. I znakomicie poprawiło to sytuację na rynku wewnętrznym.
Wydaje się, że to jedyna szansa na uratowanie polskiej branży mleczarskiej. Przewidywania co do jej kondycji w tym roku nie są bowiem optymistyczne.
Spadek konsumpcji i kulejąca sprzedaż za granicę już dziś mocno odbija się na cenie skupu mleka. Jeśli kryzys potrwa dłużej ucierpią na tym nie tylko zakłady mleczarskie ale przede wszystkim rolnicy.
8224611
1