Za kontrolę żywności w Polsce powinna odpowiadać jedna instytucja; dziś zajmuje się tym pięć inspekcji, podległych różnym ministerstwom; roczny koszt ich utrzymania wynosi prawie 2 mld zł - wskazuje ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego Paweł Wojciechowski.
Połączenie inspekcji odpowiadających za kontrolę żywności w swoim programie rolnym zapisało PiS. Jak dowiedziała się PAP w sejmowej komisji rolnictwa, w lutym komisja zajmie się ona tą sprawą; planuje też powołanie specjalnej podkomisji do wypracowania stosownego projektu ustawy.
Od wielu lat w Polsce prowadzone są dyskusje na temat potrzeby konsolidacji rozproszonego systemu urzędowej kontroli żywności. Obecnie za to zadanie odpowiadają: Państwowa Inspekcja Sanitarna (PIS), Inspekcja Weterynaryjna, Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, Inspekcja Handlowa oraz Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa.
W rezultacie za bezpieczeństwo żywności odpowiada aż pięć podmiotów, podległych różnym ministerstwom. Roczny koszt ich utrzymania wynosi prawie dwa miliardy złotych - zaznaczył ekspert, który jest adiunktem w Katedrze Prawa Rolnego i Systemu Bezpieczeństwa Żywności oraz Pracowni Prawa Żywnościowego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
Wojciechowski przypomniał, że inicjatywy legislacyjne, zmierzające do reorganizacji systemu, podejmowane były w Polsce już kilkakrotnie (w 2006, 2010, 2013 r.), jednak projekty te nie doczekały się nawet prac sejmowych.
Jak wskazał, złożoność struktury systemu bezpieczeństwa żywności skutkuje ogromną liczbą regulacji, które były tworzone w różnym czasie i miały na celu realizację różnych celów oraz zadań. To zróżnicowanie widoczne jest m.in. w odmiennej terminologii i języku używanym w poszczególnych aktach.
"Sytuacja ta prowadzi do występowania wątpliwości interpretacyjnych przy wyznaczaniu granic kompetencyjnych pomiędzy poszczególnymi inspekcjami, a dodatkowo powoduje różnice w sposobie ich funkcjonowania i działania. W praktyce bowiem każda z inspekcji działa przede wszystkim w oparciu o +swoją+ ustawę ustrojową" - podkreślił ekspert.
Co więcej, problemy z wyznaczeniem granic kompetencyjnych wynikają z przyjętych kryteriów ich podziału, które obejmują dziś charakter wymagań (bezpieczeństwo oraz jakość żywności), rodzaj produktów (pochodzenie roślinne lub zwierzęce) oraz etap łańcucha żywnościowego (produkcja i sprzedaż detaliczna). Trudno wskazać jasną granicę pomiędzy bezpieczeństwem a jakością (określone naruszenie wpływa zarówno na zdrowie, jak i interes ekonomiczny konsumenta), produktem pochodzenia zwierzęcego i roślinnego (problem produktów wieloskładnikowych) czy też pomiędzy produkcją i obrotem (sprzedaż może być prowadzona w miejscu produkcji, a obróbka produktów w miejscu sprzedaży).
Istnienie tak wielu struktur organizacyjnych musi prowadzić do powstawania sporów kompetencyjnych pomiędzy organami. Sytuacja ta prowadzi do spadku skuteczności organów, a przedsiębiorca naruszający prawo może łatwo uchylić się od decyzji np. nakładającej karę pieniężną. Ponadto istnienie tak wielu struktur powoduje utrudnienia dla przedsiębiorców, którzy podlegają wielokrotnym kontrolom różnych organów.
Kolejną, wymienioną przez eksperta, słabością systemu kontroli żywności w Polsce jest tzw. podwójne podporządkowanie terenowych organów kontroli żywności. Podlegają one bowiem merytorycznemu nadzorowi organów centralnych, ale także wojewodzie. "Mając na uwadze, że produkcja i obrót żywności zdecydowanie wykraczają poza obszar lokalny czy nawet regionalny, terenowe organy Urzędowej Kontroli Żywności powinny być całkowicie (personalnie, finansowo i merytorycznie) podporządkowane organowi centralnemu" - uważa Wojciechowski.
Zwrócił też uwagę, że od kilkunastu lat mamy do czynienia z globalnym trendem polegającym na konsolidacji struktur odpowiedzialnych za kontrolę żywności. Zmiany takie wprowadzone zostały m.in. w Danii i Kanadzie (1997), Irlandii (1998), Wielkiej Brytanii (2000) oraz Finlandii, Holandii, Niemczech i Nowej Zelandii (2002).
(PAP)