Nowe państwa członkowskie mogą liczyć na największe wsparcie z unijnej kasy – jednogłośnie zadecydowali obradujący w Rzymie ministrowie państw Piętnastki i dziesiątki kandydatów.
Projekt reformy funduszy strukturalnych i spójnościowych, która
najprawdopodobniej określi ich kształt na kolejne dziesięciolecia, przedstawił w
poniedziałek komisarz Michel Barnier, odpowiedzialny za politykę regionalną.
Nowe zasady – które zaczną obowiązywać najwcześniej w 2007 r. –
przewidują, że pieniądze w unijnej kasie zostaną rozłożone do trzech różnych
funduszy-kopert.
I Bogu świeczkę, i diabłu
ogarek
Największa z nich nazywać się będzie (tak jak teraz)
"Cel pierwszy" – będzie przeznaczona niemal tylko dla tych regionów, w
których dochód na głowę mieszkańca jest niższy niż 75 proc. unijnej średniej,
czyli m.in. dla nowych członków Unii. Dlaczego "niemal tylko" dla tych państw?
Bo w tej pierwszej kopercie będzie jeszcze osobna przegródka nazwana "Celem 1
bis". Znajdą się w niej pieniądze zarezerwowane dla tych regionów "starej" Unii,
które straciłyby dostęp do pomocy 1 maja 2004 r., czyli w dniu, w którym
dziesięciu biednych nowych członków gwałtownie obniży unijną
średnią.
Nikt nie wie, ile pieniędzy będzie w tej przegródce ani
jak długo ma ona istnieć. Wiadomo jedynie, że Polska już zgłasza propozycję
mechanizmu zabezpieczającego, który spowoduje, że "starzy" członkowie - dużo
bardziej przecież doświadczeni – nie będą przejadali większości
pieniędzy.
– Chcemy zaproponować zapis, na mocy którego
wielkość transferów pieniężnych dla "starych" członków Unii, liczona na głowę
mieszkańca, nie mogła przekroczyć poziomu transferów dla nowych
członków – zdradziła "Gazecie" Krystyna Gurbiel, wiceminister
gospodarki i szefowa polskiej delegacji na spotkanie w
Rzymie.
Grupa "starych" liczy w tej chwili 18 regionów –
wśród nich prym wiodą belgijska Walonia, pięć landów niemieckich i trzy regiony
brytyjskie.
– Jesteśmy ofiarami statystyki. Po
rozszerzeniu, ze względu na wejście nowych, biedniejszych państw, wszyscy
przekroczymy próg 75 proc. średniego unijnego. A przecież w rzeczywistości nie
staniemy się z dnia na dzień bogatsi – powiedział jeden z członków
belgijskiej delegacji.
Druga koperta z unijnymi pieniędzmi
nazywać się będzie "Konkurencyjność i zatrudnienie". Ta koperta będzie
zarezerwowana dla bogatszych państw Unii – ma wspierać praktyczne wdrażanie
Strategii Lizbońskiej, czyli inwestycje w nowoczesne technologie, działania
proekologiczne, edukację i nowe sposoby walki z bezrobociem (np. specjalistyczne
szkolenia zawodowe lub wspieranie nowo zakładanych
e-firm).
Ostatnia, najmniejsza koperta, będzie się nazywać
"Współpraca" – będą w niej zarezerwowanie pieniądze dla wszystkich
projektów transgranicznych, włączając w to współpracę z państwami sąsiadującymi
z Unią.
– Komisja jest na ostatniej prostej – mówił
komisarz Barnier. Już w listopadzie tego roku ramy nakreślone przez niego w
Rzymie zostaną uzupełnione o propozycję konkretnych sum, przypisanych do każdej
z kopert i przegródek. Wtedy bowiem Bruksela opublikuje tzw. Trzeci Raport nt.
Polityki Spójności. I wtedy, gdy poznamy sumy, zacznie się najciekawsza
dyskusja.
Bogaci mogliby pomóc sobie
sami
Polska delegacja wyjeżdża z Rzymu w dobrych nastrojach,
ale nie wszyscy są z wyników spotkania zadowoleni. Praktycznie żadnych szans na
powodzenie nie ma kontrpropozycja reformy polityki regionalnej zgłoszona przez
Wielką Brytanię i Holandię, a poparta przez Skandynawów. Brytyjczycy i Hiszpanie
chcą, by pieniądze z kasy w Brukseli trafiały tylko do tych krajów (nie
regionów!), w których PKB na głowę mieszkańca jest niższy niż 90 proc. unijnej
średniej. Tak ustawiony próg wyklucza niemal wszystkich prócz Grecji, Hiszpanii
i Portugalii oraz 10. nowych członków.
Państwa, które przekraczają
próg miałyby za to prawo na własną rękę wspierać swoje biedniejsze
regiony – oczywiście w zgodzie z uninymi zasadami pomocy publicznej. Taka
reforma, zdaniem jej autorów, oznaczałaby mniejsze wydatki (czyli mniejsza
składkę do budżetu unijnego) i byłaby korzystna dla nowych członków wspólnoty
(bo to na nich koncentrowałby się budżet Unii).
Takiej
"renacjonalizacji" polityki strukturalnej zdecydowanie sprzeciwiają się jednak
Komisja Europejska i kilku najważniejszych graczy w Unii, m.in. Włochy i
Francja.
Poziom całkowitych wydatków na politykę regionalną
nie zmieni się i nadal będzie wynosił 0,40-0,43 proc. PKB całej Unii. Co prawda
na samym początku konferencji przedstawiciel Węgier, minister Endre Juhasz
zaproponował, by ta kwota wzrosła ponad 0,45 proc. PKB Unii, ale dyskusję na
temat podwyżki zamroził szef niemieckiej delegacji, minister finansów Caio
Koch-Weser, który stwierdził że "więcej pieniędzy nie będzie".