Czy dopłaty bezpośrednie powinny być finansowane z budżetów krajowych? Taką propozycję przedstawiono wczoraj w Parlamencie Europejskim, co wywołało burzliwą debatę.
Polska zdecydowanie sprzeciwia się takim pomysłom, ale trzeba pamiętać, że reforma unijnej polityki rolnej jest nieunikniona. Przerzucenie na budżety krajowe części kosztów związanych z dopłatami bezpośrednimi zaproponował niemiecki eurodeputowany - sprawozdawca Parlamentu Europejskiego do spraw budżetu na lata 2007-2013. Sprzeciwili się temu między innymi francuscy eurodeputowani, którzy przypomnieli, że na mocy porozumienia sprzed dwóch lat wydatki na rolnictwo pozostaną niezmienione przynajmniej do 2013 roku.
Polski rząd nie zgadza się na żadne zmiany, które doprowadziłyby do pogorszenia sytuacji finansowej naszych rolników. Stąd nasz sprzeciw wobec planów reformy rynku cukru. "Te założenia, które zostały przedstawione jeszcze przez komisarza Franza Fishlera głównie dotyczące reformy rynku cukru nie są przez nas akceptowane, domagamy się zmian tych propozycji bardzo korzystnych dla Polski" - powiedział minister rolnictwa Wojciech Olejniczak.
Zmiany we Wspólnej Polityce Rolnej są jednak nieuniknione. To co może cieszyć rolników to fakt, że w najbliższych latach ich dopłaty bezpośrednie będą rosły podczas, gdy dopłaty farmerów ze starej Unii będą spadały. Zwłaszcza tych, którzy mają największe gospodarstwa. Są jednak i niebezpieczeństwa. Unia chce wprowadzić tzw. zasadę współzależności. "Dopłaty obszarowe bezpośrednie będzie można otrzymać wtedy, kiedy będzie się spełniało warunki związane z ochroną środowiska, z dobrostanem zwierząt, to jest gigantyczne przedsięwzięcie informacyjne i inwestycyjne wśród rolników" - uważa Aleksander Grad - poseł PO, sejmowa komisja ds. UE.
Wprowadzenie zasady współzależności wiąże się z ogromnymi kosztami, gdyż rolnicy będą kontrolowani czy spełniają warunki otrzymania dopłat. Niepokoi nas także likwidacja interwencji na rynku żyta oraz pomysł zamrożenia kwot mlecznych do roku 2014.