Lubuscy rolnicy mogą spać spokojnie - uważa minister rolnictwa Wojciech Olejniczak. Do końca roku powinni bowiem dostać unijne dopłaty bezpośrednie.
W Lubuskiem wnioski o dopłaty złożyło ok. 20 tys. rolników. Z budżetu Unii
Europejskiej do ich kieszeni powinno trafić ponad 210 mln zł. Do każdego ha
ziemi rolnej przysługuje dopłata średnio w wysokości 504 zł. -
Skontrolowaliśmy 1400 gospodarstw. Według naszych wyliczeń 95 proc. rolników
nie popełniło błędów przy wypełnianiu wniosków - mówi Jarosław Gniazdowski,
dyrektor Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Zielonej
Górze.
Wczoraj minister rolnictwa na spotkani z szefami agencji rolnych,
samorządowcami i rolnikami obiecał, że dopłaty powinni zostać wypłacone do końca
roku. Mają się one rozpocząć 18 października.
O dopłaty upominają się
także lubuscy plantatorzy choinek. Jak skarżyli się na spotkaniu z ministrem,
płacą przecież podatek rolny. Okazuje się jednak, że nie doczekają się. -
Unia nie przewiduje dopłat, uznając, że to nie jest produkcja rolnicza, tylko
leśna - tłumaczył minister Wojciech Olejniczak. Zapowiedział, że polski rząd
będzie starał się natomiast wynegocjować dopłaty dla producentów wierzby
energetycznej.
Na dobre wieści ministra czekali też lubuscy winiarze. -
Jest podpisana przez prezydenta ustawa winiarska, lecz nadal, zamiast
sprzedawać wino, co najwyżej możemy rozdawać je znajomym. Wciąż nie ma
odpowiednich rozporządzeń. A beczki są pełne i czekają na rozlanie - mówił
Krzysztof Koziarski ze związku Plantatorów Winnej Latorośli. Uchwalone prawo
zezwala właścicielom winnic na obrót domową produkcją win.
Minister
tłumaczył zwłokę oporem urzędników państwowych. - Najważniejsze, że prawo
jest tak skonstruowane, że nie będą mieć tu nic do powiedzenia - odpowiadał
Olejniczak i apelował o cierpliwość.