Minister ds. europejskich Jarosław Pietras wyraził w środę rozczarowanie raportem, który miał odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Unia Europejska nie zmniejsza dystansu dzielącego ją od USA. Uzgodniona w 2000 roku na szczycie w Lizbonie strategia miała uczynić z UE do 2010 roku najbardziej konkurencyjną gospodarkę świata.
W rozmowie z PAP, Pietras odrzucił jako "nieporozumienie" podejmowane niekiedy w starych państwach Unii próby obarczenia nowych państw członkowskich, w tym Polski, współodpowiedzialnością za kiepskie wskaźniki całej Unii. Opublikowany w środę raport grupy ekspertów pod wodzą byłego premiera Holandii Wima Koka, zbyt łagodnie, zdaniem Pietrasa, ocenia tzw. Strategię Lizbońską - program modernizacji unijnej gospodarki.
Uzgodniona w 2000 roku na szczycie w Lizbonie strategia miała uczynić z UE do 2010 roku najbardziej konkurencyjną gospodarkę świata, opartą na wiedzy i na nowych technologiach, zapewniającą wysoki wskaźnik zatrudnienia. Raport nie jest konkretny, jest pewnym kompromisem z różnymi ideami, które są forsowane przez państwa członkowskie i które każde z tych państw nazywa realizacją Strategii Lizbońskiej – ocenił Pietras w rozmowie z PAP.
Mamy do czynienia z polityką, która jest prowadzona dobrze i skutecznie, jak w Finlandii oraz z polityką prowadzoną w innych państwach, które również mówią, że realizują Strategię Lizbońską, na przykład wprowadzają 35-godzinny tydzień pracy albo domagają się w ramach tej strategii wyrównania warunków konkurencji poprzez wprowadzenie równego opodatkowania - powiedział. Strategia mogłaby być niezwykle pomocna, gdyby zwracała uwagę na rzeczywiste słabości i gdyby prowadziła do podjęcia rzeczywistych działań. Jednak wchodzimy na bardzo śliski obszar, na którym Unia nie ma kompetencji. To jest zastrzeżone dla państw narodowych, a państwa są pod ciśnieniem różnych wewnętrznych układów, grup interesów, związków zawodowych i prowadzona przez nie polityka zależy od czegoś innego – ubolewał Pietras.
Polskiemu ministrowi marzy się strategia "obudowana dziesiątkami, może nawet setkami bardzo konkretnych przedsięwzięć na poziomie unijnym, jak również każde z państw powinno mieć własną strategię z rozpisanymi celami krótkookresowymi w ramach strategii długofalowej" - podkreślił Pietras.
Wezwał on do lepszego skoordynowania celów strategii z planami budżetowymi Unii. Skorzystał przy tym z okazji, aby pośrednio skrytykować Niemcy, Francję, Wielką Brytanię, Austrię, Holandię i Szwecję za upór w dążeniu, aby ograniczyć unijny budżet w latach 2007-2013 do 1 proc. dochodu narodowego brutto UE. Jeśli zostanie wprowadzony postulat 1 procenta, to będziemy mieli do czynienia ze zwiększonym udziałem rolnictwa w budżecie unijnym. Wówczas, gdzie będą środki na konkurencyjność? - pytał retorycznie Pietras.
Polska, jako jeden z najbiedniejszych krajów poszerzonej Unii, ma w kilku kluczowych dziedzinach stosunkowo najgorsze wskaźniki, jeśli wziąć pod uwagę uzgodnione w 2000 r. kryteria oceny postępów w realizacji Strategii Lizbońskiej. Pietras podkreślił, że trzeba patrzeć dynamicznie - przede wszystkim uwzględnić to, że Polska ma jeden z najwyższych wskaźników wzrostu gospodarczego i że poprawiają się też inne polskie wskaźniki konkurencyjności i nowoczesności. To nieporozumienie, aby mówić, że (po poszerzeniu Unii - PAP) jest mniej komputerów w Europie. Liczba komputerów i w Holandii, i w Finlandii i w Niemczech jest taka sama, a w Polsce jest coraz więcej. Poprawia się więc, a statystyka w ramach strategii się pogarsza - wyśmiał obraną metodę oceny postępów całej Unii polski minister.
Raport Koka nie krytykuje nowych państw Unii, ale załączone dane przypominają, że nowi członkowie z Europy Środkowej i Wschodniej ustępują starym państwom członkowskim w spełnianiu większości celów Strategii Lizbońskiej. Polska ma na przykład najniższy wskaźnik zatrudnienia w Europie - pracuje tylko 51,2 proc. Polaków w wieku produkcyjnych, gdy tymczasem średnia dla 25 państw wynosi 62,9 proc., a w Danii wskaźnik ten sięga 75,1 proc.
Wciąż nie najlepiej jest też z wydajnością pracy, która mimo dość szybkiego wzrostu sięga połowy średniej unijnej. Polska ma też jeden z najniższych wskaźników inwestycji, przeznaczając na ten cel niecałe 15 proc. PKB w porównaniu z 22 proc. w Hiszpanii i 25 proc. w Estonii.