Polska zajęła otwarte stanowisko wobec proponowanej reformy wspólnej polityki rolnej Unii Europejskiej, ale zgłosiła zastrzeżenia wobec tych elementów reformy, które mogłyby pogorszyć wynegocjowane warunki członkostwa.
Niektóre (elementy reformy) są pozytywne, inne rodzą znaki zapytania
– przyznał minister rolnictwa Adam Tański, który reprezentował Polskę na
wtorkowej (27 maja) naradzie unijnych ministrów rolnictwa.
Po raz
pierwszy wzięli w niej pełny udział szefowie resortów rolnictwa z krajów
przystępujących do UE w przyszłym roku i po raz pierwszy mieli okazję
przedstawić stanowisko na temat reformy w tym gronie. Jako obserwatorzy nie mogą
oni jeszcze brać udziału w głosowaniu nad unijnymi decyzjami.
Reformę
zaproponowała w ubiegłym roku – i ponowiła propozycję w zmodyfikowanej
formie w styczniu – Komisja Europejska, naciskana przez zwolenników
drastycznych cięć w dotacjach dla rolnictwa: Danię, Holandię, Szwecję, Wielką
Brytanię i do pewnego stopnia także Niemcy.
Komisja i przewodnicząca UE w
tym półroczu Grecja zapowiadają starania, żeby przeforsować decyzję 11-12
czerwca na następnym spotkaniu ministrów rolnictwa w Luksemburgu, ale Francja
przy poparciu Hiszpanii i Irlandii sprzeciwia się wszelkim poważniejszym
cięciom. Zwłaszcza w chwili, gdy rząd w Paryżu stoi w obliczu masowych protestów
przeciw reformie emerytur.
Komisja wzywa, żeby uprościć system dopłat
bezpośrednich, zamrozić ich poziom na "historycznym poziomie" i ostatecznie
uniezależnić go od faktycznej produkcji, a następnie stopniowo redukować
dopłaty.
Im większe gospodarstwo, tym większe byłyby te cięcia, a
zaoszczędzone w ten sposób pieniądze Unia przeznaczyłaby na sfinansowanie
kosztów reformy i na wsparcie rozwoju obszarów wiejskich – sugeruje
Komisja.
Tański nie powiedział "nie", ale zastrzegł, że redukcje nie
powinny dotyczyć polskich rolników, dopóki otrzymują tylko pewien – stopniowo
rosnący – odsetek należnych dopłat. Tego samego zdania jest Komisja Europejska i
przynajmniej część państw członkowskich.
Mniej jasne jest stanowisko
Komisji i państw członkowskich co do tego, czy wynegocjowany w grudniu w
Kopenhadze i zagwarantowany w Traktacie Akcesyjnym rosnący odsetek płatności
bezpośrednich dla nowych państw członkowskich byłby liczony od pierwotnej
podstawy czy też od malejącej wskutek reformy.
Polski minister nalegał we
wtorek, że taki był "duch" porozumienia z Kopenhagi, ale przyznał, że w
Traktacie Akcesyjnym jest artykuł dopuszczający "zmiany tego, co
wynegocjowaliśmy, gdyby zmieniła się wspólna polityka rolna".
Tański
podkreślił, że pozytywnym aspektem proponowanej reformy jest to, że Komisja dąży
do uproszczenia systemu dopłat bezpośrednich, w którym będą wypłacane "od
hektara", czyli tak jak w systemie uproszczonym wybranym przez Polskę w
pierwszych latach członkostwa.
Komisja chce – odejść od tego
rozbudowanego i skomplikowanego systemu proprodukcyjnego i przejść na system
płatności, który by wyrównując dochody nie zniekształcał rynku i nie zachęcał do
nadprodukcji – tłumaczył polski minister.
Tański zapewnił, że w
odpowiedzi na propozycję obniżek cen interwencyjnych mleka odtłuszczonego, masła
i zbóż domagał się pełnej rekompensaty w dopłatach także dla polskich rolników.
Poza tym sprzeciwił się wyłączeniu żyta z unijnego systemu interwencji na rynku
zbóż.
Komisarz UE ds. rolnictwa Franz Fischler powiedział, że jest
mało prawdopodobne, żeby się utrzymała interwencja na rynku żyta. Ale z tego, co
wiemy, inne kraje liczące się, również Niemcy, optują za tym, żeby utrzymać
interwencję na tym rynku – pocieszał Tański.
Na koniec przyznał, że –
chociaż jako polski minister broni wsparcia dla rolników – sam uważa rozbudowane
i skomplikowane systemy subwencji w rolnictwie za fatalne rozwiązanie, które
prowadzi generalnie do degrengolady. Dlatego odchodzenie od takiego systemu,
upraszczanie jest "kierunkiem właściwym i w takim właśnie kierunki zmierzają
propozycje Komisji Europejskiej" – ocenił Tański. Nie krył, że marzyłby mu się w
Europie system bez dotacji, taki jaki znakomicie sprawdza się w... Nowej
Zelandii.