1,2 mln euro refundacji eksportowych otrzymali z unijnego budżetu polscy przedsiębiorcy branży spożywczej przez pierwszy miesiąc naszego członkostwa w Unii Europejskiej. Subwencje eksportowe największym powodzeniem cieszyły się wśród producentów wołowiny, najmniejszym wśród mleczarni, dla których eksport jak tak opłacalny, że o subwencje w ogóle się nie starają.
Wydaje się to mało prawdopodobne, ale liczby mówią same za siebie. Od początku maja do Agencji Rynku Rolnego zgłosiło się tylko kilka mleczarni. Dla porównania - w tym samym czasie samych eksporterów wołowiny zgłosiło się 70. - Jestem trochę rozczarowany, że jeszcze nie występują o te dopłaty - mówi Jerzy Plewa - wiceminister rolnictwa - prawdopodobnie ceny są dla nich tak atrakcyjne, że nie chcą uczestniczyć w tej dość długiej procedurze, ale za to dającej na końcu znaczące zyski.
Ale skomplikowane procedury to nie jedyny powód braku zainteresowania mleczarni dopłatami do eksportu. Aby z nich skorzystać trzeba jeszcze wpłacić zabezpieczenie, a potem długo czekać na jego zwrot. Tego, że stawki subwencji eksportowych są atrakcyjne nikt nie neguje. - Te stawki będą mogły być podjęte przez silne wytwórni, silne podmioty, te których będzie stać na zapłacenie zabezpieczeń oraz stać na to, żeby czekać na środki pieniężne 60 do 120 dni - mówi Waldemar Broś z KZSM.
Dla polskiego mleczarstwa eksport to najpoważniejsze źródło funduszy przeznaczanych na modernizację branży, bo dochody ze sprzedaży artykułów mleczarskich na naszym rynku są niewielkie. Prognozy mówią, że eksport branży już w przyszłym roku zwiększy się o 1/3.