Choć za butelkę przedniego Chateau Haut-Brion z 1955 roku trzeba wciąż płacić na aukcjach grubo ponad 2 tys. euro, na winnice i piwnice Bordeaux oraz cały francuski świat winiarski padł blady strach: wina jest za dużo, więc staje się zbyt tanie
Francuski przemysł winiarski nabiera wody - ogłosił w środę dziennik "Liberation", zaczynając swój główny artykuł w numerze znamiennym zdaniem "Dobre zbiory, zła nowina...". - To coś jakby ogólna panika - mówi cytowany przez "Liberation" Michel Remondat z jednego ze stowarzyszeń winiarskich. - Mamy kryzys, jakiego dotąd nie widziałem - obwieszcza Christian Gely z winiarskiego departamentu wpływowych francuskich rolniczych związków zawodowych FNSEA. Są tacy, którzy przekonują, że tak źle nie było już od 150 lat.
W sezonie 2004 produkcja wina ma wzrosnąć o 19 proc., co gorsza, rośnie kolejny rok z rzędu. Niestety, nie ma co liczyć na wzrost spożycia wina w kraju czy też szybkie odbicie się eksportu ze względu na ostrą konkurencję win z nowego świata: Australii, Chile, Argentyny, USA. - Produkujemy więcej, niż jesteśmy w stanie sprzedać, w związku z tym ceny dramatycznie spadły. Musimy ograniczyć dostawy i czekać na lepsze czasy - mówią w radzie winiarskiej (CIVB) regionu Bordeaux (57 apelacji win, 9 tys. winnic) produkującego najsłynniejsze wina Francji, w tym Chateau Latour czy Chateau Margaux. Beczka z 900 litrami przeciętnego wina z Bordeaux kosztuje dziś 710-760 euro, podczas gdy pod koniec lat 90. płacono za nią 1,5 tys. euro! Ci, którzy naście lat temu zainwestowali w rozwój produkcji, dziś się nią duszą...
Pod koniec czerwca rada winiarska Bordeaux zdecydowała ograniczyć sprzedaż win o na rynek o 15 proc. Reszta będzie przechowywana na lepsze czasy. Zrobią to pewnie wkrótce inne regiony. Ministerstwo rolnictwa przygotowuje z winiarzami nadzwyczajne środki ratunkowe.
Rynkowa interwencja nie zahamuje jednak zmian obyczajowych, wzrostu spożycia soft drinków czy piwa. Konsumpcja wina spadła we Francji o połowę w ciągu ostatniego ćwierćwiecza. Jeszcze w latach 80. Francuzi kupowali 43 mln hektolitrów win, podczas gdy w 2003 r. już o 20 proc. mniej - tylko 34 mln. Winiarze wściekają się, że w kraju, gdzie trudno sobie wyobrazić obiad bez karafki wina, rząd forsuje politykę "zero alkoholu" za kierownicą.
Słabością francuskiego winiarstwa jest też to, co zawsze było jego siłą: rozdrobnienie i tradycja. Tereny winiarskie we Francji są podzielone na tzw. apelacje (jest ich ok. 470), wewnątrz których produkcja wina jest ściśle nadzorowana i sprawdzana pod kątem spełniania szczegółowych norm - od sadzenia krzewów winogronowych po butelkowanie i etykietowaniu. Współczesny klient gubi się w gąszczu apelacji, ale jak na razie nikt we Francji ma odwagi na radykalną reformę.